Recenzja: Metronome Technologie T3A Signature/C3A Signature

Odsłuch

Metronome_C3A_3Na pewno czytaliście wiele recenzji, w których napisano, że pan recenzent przytaszczywszy i podpiąwszy do swego systemu bardzo drogi klocek, nie usłyszał niczego szczególnego. Takie zwyczajne granie; wszystko w porządku, wszystko na swoim miejscu i właściwie nic poza tym. A dopiero potem, kiedy klocek zwrócił, okazało się jak bardzo brakuje mu tego czego nie usłyszał. No więc dzielony Metronome do tej kategorii się nie zalicza. Podpinamy, uruchamiamy i o ile nie jesteśmy posiadaczami jakiegoś innego wybitnego odtwarzacza, spadamy z krzesła. Potęga dźwięku, skala dynamiki, trójwymiarowość obrazu i jego bogactwo zwalają z nóg.

Wielokrotnie wracałem od drogich odtwarzaczy do swojego Cairn’a i żadna większa krzywda mi się nie działa. Ale tym razem tak nie będzie. Już czuję ból rozłąki, mimo iż jeszcze do niej nie doszło. To z pewnością będzie straszne. Ale co robić, sześćdziesięciu tysięcy z rękawa nie wytrzepię… Pospolity ze mnie audiofil; polski, mizerny, ograniczony niskim budżetem. A tu taka sól na rany! O jejku…

No nic, sól na rany ekonomiczne jest zarazem miodem dla uszu. Ależ to gra! Właściwie nie ma w tym względzie niczego szczególnego do powiedzenia. Chwalenie, chwalenie i chwalenie. Wszystko jest ekstra i super. No może, jak już bardzo się czepiać, to scena mogłaby być troszkę głębsza. Ale właściwie.. E, głupie gadanie. Jak ktoś chce jeszcze głębszą, to niech idzie na spacer do lasu.

  Metronome_T3A_4Byłoby wszakże zbytnim uproszczeniem i brakiem szacunku dla czytelnika skwitowanie brzmienia tak wybitnego tak lakonicznym passusem. Przysłuchajmy się zatem tej „metronomowej” muzyce. Dominuje to co napisałem – dynamika, szlachetna soczystość dźwięku, jego trójwymiarowość i ogólne wyrafinowanie. Ludzkie głosy są  tak naturalne dla uszu jak dotyk dla dłoni, a potęga orkiestry symfonicznej i jej przestrzenny rozmach wprawiają w osłupienie. Ten dźwięk jest jak Czomolungma – od której strony się nie zbliżysz, zawsze przytłacza i zmusza do podziwu. Słabych punktów nie ma i nie ma łatwego podejścia, po którym można by się wymądrzać i pleść głupoty o sprawach trywialnych. Wielka góra zabiera cię na wielką wyprawę, a z jej szczytu roztacza się widok zapierający dech w piersiach.

Nie, wcale nie chcę powiedzieć, że jest to najlepszy odtwarzacz na świecie i że lepiej już się nie da. Ale to nie zmienia faktu, że jego gra robi wstrząsające wrażenie na kimś z tej klasy brzmieniem nieobytym. Po paru dniach staje się ono normalniejsze, trochę przywykamy, ale mimo to wciąż imponuje i zachwyca. Słuchasz i cały czas coś szepcze ci w głowie: Ależ to gra, ależ gra, ależ gra…

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy