Odsłuch
Na pewno czytaliście wiele recenzji, w których napisano, że pan recenzent przytaszczywszy i podpiąwszy do swego systemu bardzo drogi klocek, nie usłyszał niczego szczególnego. Takie zwyczajne granie; wszystko w porządku, wszystko na swoim miejscu i właściwie nic poza tym. A dopiero potem, kiedy klocek zwrócił, okazało się jak bardzo brakuje mu tego czego nie usłyszał. No więc dzielony Metronome do tej kategorii się nie zalicza. Podpinamy, uruchamiamy i o ile nie jesteśmy posiadaczami jakiegoś innego wybitnego odtwarzacza, spadamy z krzesła. Potęga dźwięku, skala dynamiki, trójwymiarowość obrazu i jego bogactwo zwalają z nóg.
Wielokrotnie wracałem od drogich odtwarzaczy do swojego Cairn’a i żadna większa krzywda mi się nie działa. Ale tym razem tak nie będzie. Już czuję ból rozłąki, mimo iż jeszcze do niej nie doszło. To z pewnością będzie straszne. Ale co robić, sześćdziesięciu tysięcy z rękawa nie wytrzepię… Pospolity ze mnie audiofil; polski, mizerny, ograniczony niskim budżetem. A tu taka sól na rany! O jejku…
No nic, sól na rany ekonomiczne jest zarazem miodem dla uszu. Ależ to gra! Właściwie nie ma w tym względzie niczego szczególnego do powiedzenia. Chwalenie, chwalenie i chwalenie. Wszystko jest ekstra i super. No może, jak już bardzo się czepiać, to scena mogłaby być troszkę głębsza. Ale właściwie.. E, głupie gadanie. Jak ktoś chce jeszcze głębszą, to niech idzie na spacer do lasu.
Byłoby wszakże zbytnim uproszczeniem i brakiem szacunku dla czytelnika skwitowanie brzmienia tak wybitnego tak lakonicznym passusem. Przysłuchajmy się zatem tej „metronomowej” muzyce. Dominuje to co napisałem – dynamika, szlachetna soczystość dźwięku, jego trójwymiarowość i ogólne wyrafinowanie. Ludzkie głosy są tak naturalne dla uszu jak dotyk dla dłoni, a potęga orkiestry symfonicznej i jej przestrzenny rozmach wprawiają w osłupienie. Ten dźwięk jest jak Czomolungma – od której strony się nie zbliżysz, zawsze przytłacza i zmusza do podziwu. Słabych punktów nie ma i nie ma łatwego podejścia, po którym można by się wymądrzać i pleść głupoty o sprawach trywialnych. Wielka góra zabiera cię na wielką wyprawę, a z jej szczytu roztacza się widok zapierający dech w piersiach.
Nie, wcale nie chcę powiedzieć, że jest to najlepszy odtwarzacz na świecie i że lepiej już się nie da. Ale to nie zmienia faktu, że jego gra robi wstrząsające wrażenie na kimś z tej klasy brzmieniem nieobytym. Po paru dniach staje się ono normalniejsze, trochę przywykamy, ale mimo to wciąż imponuje i zachwyca. Słuchasz i cały czas coś szepcze ci w głowie: Ależ to gra, ależ gra, ależ gra…