Recenzja: Metronome Technologie T3A Signature/C3A Signature

Wygląd, budowa i wykonanie

Metronome_T3A_3Trudno wyobrazić sobie, by tak drogi składnik toru audio miał się prezentować nieelegancko i niestarannie. Firma Metronome zadbała więc, byśmy nie musieli zbytnio nadwyrężać wyobraźni i uczyniła swój wyrób ładnym i funkcjonalnym.

Dwa stosunkowo cienkie metalowe plastry obudów prezentują się wykwintnie i okazale. Srebrne panele przednie (mogą też być czarne) opatrzono centralnymi łukowatymi wgłębieniami, co przydaje im lekkości i wdzięku, a pośrodku każdego z tych wgłębień umieszczono niebieski wyświetlacz; bardzo wyraźny, prosty i ładnie skomponowany. Ten od napędu wyświetla numer ścieżki i przebieg czasowy utworu, a ten przetwornika informuje o aktywnym wejściu cyfrowym i jego charakterystyce częstotliwościowej.

Tu wszakże mała uwaga krytyczna, a nawet więcej niż mała. Okazuje się, że nie jest możliwa żadna zmiana modus operandi tych wyświetlaczy. Pracują wyłącznie w jednym trybie, jak już wspomniałem tym najbardziej powszednim, ukazującym czas jaki ubiegł od rozpoczęcia utworu. To wszakże jeszcze nic takiego. Wolę wprawdzie opcję »ile pozostało do końca«, ale żyć bez niej da się bez większego uszczerbku. Znamiennie gorszą rzeczą jest fakt, że wyświetlaczy nie da się ani ściemnić, ani wygasić, a to jest już ból niemały, bo podczas wieczornego odsłuchu przy przygaszonym świetle odtwarzacz uraczy nas bardzo ostrym światłem, od którego trzeba odwracać głowę. Na tym poziomie cenowym to moim zdaniem poważne niedopatrzenie. Na szczęście jedyne jakiego się doszukałem.

W obrębie wyświetlacza znajdującego się na przetworniku umieszczono po bokach małe przełączniki. Ten po lewej jest selektorem wejść, a ten po prawej może, jeśli taka wasza wola, odwrócić o 180 stopni fazę próbkowania. W sensie brzmieniowym daje to czasami minimalne ściemnienie dźwięku, a przeważnie nic zgoła. Jest wszakże i można używać.

Niewielka wysokość obudowy napędu (oba segmenty są identycznej wysokości) wynika z faktu, że jest to top loader. Jego pokrywę odsuwa się ręcznie do tyłu i czyni to z satysfakcją, bo sunie gładko i statecznie. Wnętrze jest niebiesko podświetlone i oczywiście zaopatrzone w krążek dociskowy. Bez zasunięcia pokrywy i zastosowania krążka płyta nie zostanie odczytana. U góry, przed napędem, znajduje się pięć małych chromowanych przycisków podstawowej obsługi: »Back«, »Stop«, »Play«, »Pause« i »Forward«. Działają bez zarzutu i są dobrze widoczne.

Poza aluminiowymi panelami przednimi reszta obu obudów jest czarna. Wspierają się na trzech kolcach. Obie ważą swoje i prezentują się pierwsza klasa. W komplecie jest para kabli zasilających (zwykłe komputerowce) ale nie ma kabla cyfrowego. Tak więc przed nabywcą kolejny wydatek. Jest za to pilot i to nie byle jaki – aluminiowy, srebrny, wykwintny. Przy tym bardzo ciężki, ale jak zauważyłem po paru dniach przestaje to przeszkadzać. Z uwagi na ten ciężar oba jego końce są półokrągłe, by ktoś nie zrobił sobie krzywdy ostrym kantem. Umieszczono na nim przyciski regulacji głośności, ale oba wyjścia odtwarzacza – RCA i symetryczne – są nieregulowane. Kto chce sobie pomajstrować przy sygnale, musi od Metronome’a kupić przedwzmacniacz.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy