Recenzja: Lector CDP 7 TL

Budowa

Lector_CDP-7TOdtwarzacz jest dwuczęściowy, nawiązując do konstrukcji najwyższej klasy, dla których wielosegmentowość jest normą. Zarazem włoska bezpretensjonalność od razu dochodzi tutaj do głosu, bo oba segmenty są gabarytowo odmienne. Sekcja zasilania okazuje się stosunkowo mała, a ta napędu to klasyczny z wyglądu odtwarzacz CD – pełnowymiarowy top loader, z wielkim, zielonym wyświetlaczem, odsuwaną masywną pokrywą napędu i grubą akrylową płytą czołową. By urozmaicić monotonię dominującej w nim bez reszty czarnej barwy przydano mu drewnianych paneli bocznych, dość miłych dla oka, ale z pewnością odbiegających klasą od wzorcowych pod tym względem drewnianych aplikacji Accuphase. Nie ma się jednak czego czepiać, za swą arcywykwintną stolarkę Accuphase życzy sobie przecież przeraźliwie dużo więcej naszych ciężko zapracowanych złotówek.
Poza ładowaniem od góry i dzieloną konstrukcją CDP 7 ma jeszcze jeden atrybut nawiązujący do najwyższego przedziału jakościowego – stopień wyjściowy na lampach. Stanowi go para ECC81 lub 12AT7, do wyboru. Obsługują one wyjście analogowe, które jest tylko jedno, jest niesymetryczne i ma nietypowe napięcie 3V. Tak więc miłośnicy symetryzacji toru odejdą tu z kwitkiem, podczas gdy miłośnicy lamp będą ucztowali. Gdy zaś chodzi o przyciski operacyjne, to na sekcji napędu od przodu znajdziemy jedynie klawisze „Play”, „Back” i „Forward”, a z tyłu wyłącznik wyświetlacza (odcinający przy okazji niestety także obsługę z pilota) oraz odcinacz pętli masy (gdyby ktoś czegoś takiego potrzebował). Z kolei na zasilaczu mamy „Main Power” a także osobne wyłączniki „Analog” i „Digital”, dzięki którym możemy pozostawić pod prądem same lampy, by nie traciły temperatury i były gotowe natychmiast do pracy z całym drzemiącym w nich potencjałem. Obie części spina dość długi wielopinowy kabel, zgodnie z dobrym zwyczajem mocowany dodatkowo zakrętką. Całości dopełnia pilot. I tu, niestety, włoska tandeta dochodzi do głosu w całej bolesnej swej rozciągłości, bo ten pilot to klęska. Gdyby obsługiwał jakąś dziecinną zabawkę, jakiś samochodzik na baterie, byłoby jeszcze jako tako, ale takie coś do odtwarzacza za kilkanaście tysięcy? Oj, panowie Włosi, nie uchodzi, no nie uchodzi. Raz, że estetycznie stanowi bolesny dysonans, jest bowiem srebrny i z dość tandetnego plastiku, a po wtóre i przede wszystkim obsługa przy jego pomocy może wyprowadzić z równowagi nawet osoby obdarzone wielką dozą cierpliwości. Jakiż bowiem szatan podsunął projektantom pomysł nie zamieszczenia na nim klawiatury numerycznej? Dzięki temu chcąc na przykład odtworzyć utwór numer dziewięć musimy brnąć przez osiem go poprzedzających, skacząc niczym żabka z numerku na numerek. Pół biedy kiedy na płycie nie ma zbyt wielu utworów, wtedy możemy skrócić sobie drogę zaczynając od końca. Ale przecież nie zawsze tak jest. I wówczas krew jasna oczy zalewa. A kiedy już do tej dziewiątki na koniec dobrniesz i wyświetli ci się na wyświetlaczu, musisz jeszcze z furią nacisnąć „Play”, co jest logiczne, jako że inaczej odpalałyby ci się przecież po drodze wszystkie kolejne numery, jednak ani trochę nie jest ergonomiczne, dodatkowo wydłużając i tak rozciągniętą w czasie nad wszelką miarę obsługę. Podobnie nieznośny okazuje się brak przycisków „Stop” i „Pause” na panelu przednim. Potrzebujesz natychmiast wyciszyć dźwięk? Siedzisz koło odtwarzacza? – nic ci to nie pomoże, i tak musisz poszukać pilota. A bodaj was jeż trącał, pomysłodawcy takich rozwiązań.
No nic, po pewnym czasie przywykamy stopniowo do tych ergonomicznych szaleństw rodem z ergonomicznego włoskiego piekła. Nie będę się więcej pastwił, chociaż powinienem. Dopowiem tylko, że krążek dociskowy też jest za lekki i płyta potrafi się pod nim ślizgać, co utrudnia jej wczytanie i start odtwarzania. Ergonomiczne Ferrari na pedały…Pusty śmiech ogarnia. Niech licho porwie…

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Lector CDP 7 TL

  1. Maciej pisze:

    Witam Pana,
    Jako posiadacz zarowno Lectora jak i glosnikow Diapasona ktore z 12at7 polecilby Pan najbardziej?
    Jestem fanem Brimara ktorego uzywalem do pre amp i wzmacniacza Crofta, niestety zestaw zostal sprzedany razem z lampami wiec nie mam mozliwosci ich odsluchu.

    Dziekuje za porade.
    Maciej

  2. Piotr Ryka pisze:

    Do Diapasona pewnie Mullardy, ale do Lectora już niekoniecznie (choć może właśnie?). Proponowałbym najpierw skontaktować się z http://tubes-store.eu/pl/content/8-opinie-i-rekomendacje – oni pożyczają chyba lampy za kaucją. Bo tak w ciemno jedne, to ciężka sprawa. Brimar owszem, ale oryginalny, a te późniejsze powstawały w Indiach i nie były dobre.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy