Recenzja: Accuphase DP-600 SACD

Porównania, kalkulacje, konkluzje.

dp_6006Po tym co napisałem sprawa opłacalności przejścia z DP-500 na DP-600 wydaje się bezsporna. Trzeba też równocześnie zapytać, czy warto inwestować kolejne grube pliki banknotów w przesiadkę na model DP-700?
To z kolei wydaje się nie tak już oczywiste, aczkolwiek niewątpliwie godne rozpatrzenia i bez cienia wątpliwości mające oparcie w obiektywnych przesłankach, i to nawet bardzo konkretnych. Konkretem jest też jednak ogromna różnica cenowa. Gdyby była mniejsza, rekomendacja byłaby oczywista. A tak należy rozważyć, czy nie jest aby możliwe takie zestrojenie reszty toru, by słabości DP-600 względem starszego brata skutecznie zamaskować, eksponując zarazem jego własne niewątpliwe zalety.
Gdybym osąd tej sprawy miał oprzeć wyłącznie na posiadanym przez siebie systemie słuchawkowym, byłbym zdecydowanie optował za przesiadką na DP-700. Jednakże wspomniane już zestawienie głośnikowe w znacznej mierze podważyło ten pogląd, bo ze swą firmową integrą i tubami Avangarda zagrał DP-600 naprawdę upojnie.
Nie ma wszakże zarazem wątpliwości, że to co możemy nazwać szkołą dźwięku serwowaną pod marką Accuphase znajduje pełny wyraz dopiero w modelu DP-700, przy czym model najwyższy – DP-800 – dopełnia to jeszcze wyższą temperaturą przekazu.

dp_6007Przypatrzmy się teraz uważniej czego w dźwięku DP-600 brakuje, gdy sondujemy go bardziej drobiazgowo.
Otóż brakuje mu całościowej perfekcji. Oczywiście nie jest tak, że dźwiękowi DP-700 nic już zarzucić nie można, niemniej wywiera on wrażenie, które nazwałbym właśnie całościowym. Bo nawet jeżeli nacisk położono tu na przestrzenność i barwę kosztem pewnego niedosytu w mierze przejrzystości, to poszczególne aspekty komponują się w zwartą całość, a niedostatków trzeba się solidnie naszukać.
Gdzieś pomiędzy dwoma dodatkowymi konwerterami, lepszym napędem i bardziej wyrafinowaną filtracją stabilniejszego na dokładkę napięciowo prądu, rodzi się w DP-700 dźwięk na swój sposób kompletny. Tymczasem DP-600 troszkę nas oszukuje, brak ogłady i gracji usiłując nadrobić werwą i animuszem. Ale, jak już powiedziałem, jeżeli stworzyć mu odpowiednie warunki, ta jego „maskarada” znakomicie się udaje, a dynamiczna przykrywka okazuje się bardzo skuteczna. Czysta klasa A i/lub odpowiednie lampy oraz dostatecznie elegancko brzmiące głośniki dają mu asumpt do ukazania muzyki w naprawdę pięknych i bogatych kształtach, na miarę niekłamanego high-endu. Nie da się jednak ukryć, że wyższy model ma dużo mniej ograniczeń, a tym samym dużo większe pole do dźwiękowego popisu i sprzętowego manewru. Znacznie trudniej nim zachwiać i zmusić go do błądzenia. Zarazem nie ma też wątpliwości, iż posiada przy tym dużo większą zdolność do zachwiania naszym budżetem. Okropnie dużo to jego całościowe brzmienie kosztuje.

Sprzęt do testu dostarczyła firma :

Nautilus_logo_1

 

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy