Recenzja: Focal Grande Utopia EM – spotkanie w Nautilusie

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 020   Audiofil, to według nieprzychylnych osoba ceniąca sprzęt a nie muzykę. Skoncentrowana na sprawach technicznych i ekonomicznych a nie na estetycznych doznaniach. A jak już na estetycznych, to znowu związanych ze sprzętem a nie muzyką; tak więc będąca kimś w rodzaju lutnika czy stroiciela fortepianów a nie kompozytora czy wirtuoza. Gorzej nawet, bo sama nie posiadająca żadnych umiejętności albo najwyżej mizerne, a więc jedynie śliniąca się do cudzych dokonań albo na nie plująca. Audiofil to zatem pasywny, bezpłodny technokrata i jednocześnie zakupowy maniak, cały włożony w technologię i ceny, a pusty myślowo i artystycznie.

Dawałem wielokroć wyraz swemu negatywnemu stosunkowi do takich definiowań, ale coś niewątpliwie w tym jest i faktycznie można stracić z oczu muzykę na rzec technologii. A chyba najłatwiej komuś, kto bezkrytycznie uwierzy w hasło „cena wyznacza jakość”, które tak samo jest mylne, jak bezrefleksyjnie przyjmowany truizm o kapitalizmie, w którym o wszystkim decyduje rynek. Ani rynek nie decyduje o wszystkim, bo także polityka, zmowy, przypadki, przekupstwa i wiele innych czynników, ani ceny nie są jedynym wyznacznikiem jakości, a o sukcesie rynkowym może zaważyć także łut szczęścia albo udany, choć oparty na fałszu, marketing.

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 018Piszę o tym, ponieważ rzecz będzie o kolumnach głośnikowych Focal Grade Utopia EM (w najnowszej, trzeciej wersji), a one do audiofilizmu pasują jak ulał. Są wielkie, bardzo sławne, strasznie drogie oraz technicznie i wzorniczo wyżyłowane; a wielu głosi też o nich, że są najlepsze na świecie. Dość dobrze to pamiętam, jak jakąś dekadę temu wchodziły na rynek w wersji drugiej (pierwsza datuje się na rok 1995) i lansowane były poprzez zdjęcia z dzielonym odtwarzaczem dCS oraz monoblokami Halcro DM88, co miało stanowić wzór najlepszego systemu z możliwych. Przetoczyły się te zdjęcia przez prasę i Internet, utrwalając w społecznej świadomości ikonę ideału. Sam miałem chętkę, aby tego posłuchać, ale oczywiście na chętce się skończyło, bo gdzieżby tam u nas Utopia. (Aczkolwiek pierwsza wersja była w latach 90-tych, o dziwo, prezentowana.) Dwa lata temu zjechała jednak do Warszawy, a wówczas grając z przeciętnym źródłem i „zimną” elektroniką (egzotyczna zaiste idea) zaliczyła spektakularną klapę. Klapę tę zbyto milczeniem, bądź udawano, że nic się nie stało, a najzdolniejsi ze zdolnych próbowali ją nawet łatać. Grało jednak fatalnie i żadne łaty nie mogły pomóc. Niemniej sprawa nie rozpaliła emocji, a potem szybko przycichła. W końcu Warszawa to nie Nowy Jork ani Londyn, gdzie można deptać świętości i gdzie wyznacza się trendy. We mnie jednak pozostał ferment i chęć tego wyjaśnienia. Okazja trafiła się po dwóch latach w krakowskim Nautilusie. Tam bowiem też zawitały, jako podarunek klienta, co w zamian za inne precjoza swe Grande Utopie oddał. Normalna dla nich sprawa – dopiero co mieli Avalon Isis i duże Duevele, a teraz stoją tam te Utopie i zaraz się sprzedadzą. A po nich przyjdą następne, kolejne kolubryny, bo wiadomo – audiofil sprzętem miele i szukać musi odmiany. Właściciel Utopii po kilku z nimi latach także się znudził i wkroczył na etap budowy kolumn jeszcze lepszych, robionych na zamówienie. Nie wiem jakich, więc nie pytajcie, ale zapewne super. Tymczasem więc te Utopie są, stoją i wyzywają: – Dasz radę z nami się zmierzyć? – Wystarczy tobie sprzętu? – Wystarczy doświadczenia?

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 001A co mi tam – może starczy, a jak nie, też nauka. Trzy razy podjechałem, trzy razy się zmierzyłem. Było z czym, bo nie dość że wielkie i bardzo trudne do ustawienia, to jeszcze z mnogą regulacją i to na wielu płaszczyznach. Pierwsza zaraz, widoczna na zewnątrz, to skrzynki zasilaczy. Nie takie zwykłe, kanciaste – bo wszak to wysmakowane Utopie i nie w klimatach prostoty. Skrzynki są zatem łukowate, modelowane, specjalne. A na nich po pokrętle o pięciu do wyboru zakresach. Każda przeznaczona dla jednej kolumny, wpinana do niej i do sieci, by wysterować napięcie basowego elektromagnesu. Utopie (wyłącznie te największe) mają bowiem głośniki niskotonowe oparte na elektromagnesach, co ma zapewniać lepszą kontrolę i właśnie regulację. Mniej prądu to mniej basu i bardzo dobrze to słychać. Rozrzut jest bardzo wyraźny po obu stronach »Normal«, czyli na dwóch krokach do tyłu i dwóch śmiało naprzód. Ale jeżeli komuś się zdaje, że tyle w temacie basu, to myli się gruntownie i już wyjaśniam dlaczego. Bas bowiem w tych Utopiach jest trudny do wydobycia i sama regulacja elektromagnesów ani trochę go nie załatwia. Jest więc i regulator wewnętrzny poprzez rozgałęzioną zwrotnicę; na zworach, w trzech położeniach; a obok niego też inne, dla pozostałych zakresów. Poza tym, wedle obiegowej opinii, „bas musi dostać by oddać”, czyli musi zostać użyty mający odpowiednią moc wzmacniacz. Najlepiej para monobloków przeznaczonych tylko dla basu, o czym się przekonałem zaraz za pierwszą bytnością. Próbowaliśmy wówczas załatwić wszystko solową parą monobloków Accuphase A-200 – i to się okazało nie dość, bo bas się schował i grał na nosie, a regulacje nic nie dawały. Był pusty, bez wypełnienia, a membrany pozostawały pasywne. Dopiero telefon do ex właściciela wyłuszczył istotę problemu, przy dodatkowych uwagach o nie dość dużej sali. Gdyż podobno te Grande Utopie dialog podejmują na pięćdziesięciu metrach i przy dystansie do ścian bocznych jakiegoś metra z kawałkiem. Inaczej bas pozostaje zwinięty, bo fala jest za długa…

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 019Być może, nie było jak porównać grania na większym metrażu, bo tam jest niecałe trzydzieści metrów, ale przynajmniej z wysokim sufitem i akustyczną adaptacją. Niemniej od słowa do słowa i ostatecznie stanęło, że ściągnięte zostaną z katowickiego salonu monobloki M-6200, by bas osobno zasilać. Słowo stało się ciałem i zasilanie powstało, umożliwiane na wstępnym etapie przez dwie pary wyjść przedwzmacniacza Accuphase. A wraz z tym  bas wylazł i ryknął, że klaty nam wgięło. Przy muzyce poważnej i rozrywkowej był ogromniasty acz w porządku, a przy elektronicznej można nim było zabijać. O zabijaniu zaraz coś więcej, a teraz tylko uwaga, że cofanie go na regulatorach powodowało nieznaczne ochłodzenie, natomiast w pozycji Normal robiło się przyjemnie. Lecz nie od razu – bynajmniej! Bo wpierw trzeba było zworami dobierać ustawienia, a jest tam tych zwór aż pięć i można nie tylko poodbijać albo cofać, ale też zmieniać charakterystyki. Najlepsze okazały się jednak nie jakieś wydumane tylko najprostsze pozycje centralne, z tym że z sopranami jednakowoż pojawił się kłopot. I tu przechodzimy do clou, czyli właściwego opisu.

Kolumny są wielkie jak smoki, wielkością przytłaczając. Tak więc tylko do dużych salonów, bo inaczej zawisną nad głową. Tym bardziej, że się pochylają, by ogniskować na słuchaczu głośniki, niczym jakieś ogromne dwa belfry, co cię wykończą nauką. Wyglądają kosmicznie i kosmicznie kosztują, a także i przede wszystkim kosmicznią muzykę robią. Ale nie tylko w sensie kosmicznej jakości, lecz też kosmicznej atmosfery. A na nią składają się trzy czynniki, z których pierwszym jest szczegółowość. W Utopiach – nomen omen tworach więc idealnych – dzieją się rzeczy niezwykłe, a w tych przestrzeń nie tylko ożywa, ale wręcz staje kwantową próżnią. To taka próżnia specjalna, odkryta przez fizyków, w której dzieje się mnóstwo, pomimo że jest próżnią. Wirtualne cząsteczki powstają tam i znikają, co staje się błyskawicznie, gęsto i nieustannie. I przestrzeń u flagowych Focali też mży nieustająco, i na dodatek jawnie, że aż po prostu to widać. Mży wszechobecną, zawisłą w przestrzeni chmurą; a przy tym odnosisz wrażenie, że jej dźwiękowe punkciki są głodne i chcą cię zjeść. Coś jakby się znaleźć pośród roju atakujących muszek, co nieustannie kąsają i nieustannie się kłębią. Już samo to daje osobliwość i stwarza atmosferę – z jednej strony niepokojącej przestrzeni, a z drugiej przekonania o super technologii. To przekonanie jeszcze wzmaga kolejna dobitna właściwość – szczególna dynamika. Bo ta też jest niespotykana i tak potrafiąca wybuchać, że w ułamku sekundy z niczego powstaje ogrom. Przy graniu z czterech monobloków dynamika ta przytłaczała, tak samo jak ów wygląd i ta żarłoczna przestrzeń.

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 007Mamy zatem już dynamikę i super szczegółowość, a trzecia rzecz istotna, to super rozwartość pasma. Tu nie ma ograniczeń i bas zejść może na kres słyszalności, by grać jawnie przez skórę, a podobnie do kresu – tam gdzie słyszy się twarzą i całościowym odbiorem – wzlatywać mogą soprany. W efekcie jak się zwory ustawi maksymalnie (z takimi kolumny przyszły), stają się te Focale idealnym narzędziem tortur. To właśnie miałem na myśli pisząc o zabijaniu.

Tortury dźwiękiem rzecz znana, tu starcza sama głośność, ale Utopie mogłyby dręczyć nieporównanie wymyślniej, operując dźwiękami ze skrajów słyszalności. Świdrować wściekłymi sopranami i bić najniższym basem, że wszystko by ci wklęsło i było w mikroskopijne dziurki. Naprawdę, nie żartuję – są pod tym względem diabelskie. Potrafiłyby bardzo skrzywdzić, gdyby ktoś tego zechciał. I w sumie to się składa na wymiar potencjału, który jest mega-super, ale zarazem trudny. Bo to jest problem sprzęgła, znany z motoryzacji. Moc może być piekielna, ale jak właściwie jej użyć? Jak ruszyć z tysiąca koni, żeby nie zniosło na bok, nie rozerwało sprzęgła i nie spaliło opon? I tutaj jest tak samo. Jak takie smoki ruszyć, żeby dźwięk był przyjazny, prowokujący słuchanie? To jest nie lada sztuka i prawdę mówiąc producent sam to powinien rozwiązać. Ale tego nie zrobił – sprawdziłem, niczego nie zalecają, chociaż kontrolują dystrybutorów i akceptują bądź nie ich aparaturę sklepową. Kryteria temu służące są jednak utajone i żadna z tego nauka dla przyszłych użytkowników. Lecz może to dawne zdjęcie z dCS i Halcrami miało być podpowiedzią? – Tej elektroniki nie było, ale też była dostojna: Accuphase DP-720 za źródło, C-2820 za przedwzmacniacz i cztery monobloki. Dwa A-200 powyżej basu plus dwa M-6200 jako basowe – a wszystko pospinane drogimi Acrolinkami i najdroższymi, naprawdę strasznie drogimi Siltechami. Sam kabel głośnikowy Triple Crown jest w cenie Mercedesa i sumarycznie grało ponad półtora miliona.

Co w związku z tym, drodzy moi? Na starcie dbałość o wycofywanie, tak żeby nie grało dziko. Do środka pasma zrazu, a potem dalej do tyłu, na sam dół z sopranami. Lecz tutaj wyskoczył problem. Bo cofać można w dwóch krokach, a dźwięk najbardziej sympatyczny okazał się przy cofnięciu do końca. Jednakże wówczas słychać też było, że soprany są przytłumione; najlepiej na strunach gitar i strunach fortepianu. Im więcej wstecz, tym też gładziej, cieplej a także milej, jednakże to słyszalne przycięcie nie służyło harmonii. Tak więc muzyka rozrywkowa i jeszcze ewentualnie jazz najlepiej w pełnym cofnięciu, ale już nie fortepian. Ten zwijał się harmonicznie i słychać to było wyraźnie, tym bardziej, że bez cofania prezentował szczególne bogactwo. Jednoczesną potęgę i najwyższej klasy obrazy strunowe, z całym przepychem wibracji i kunsztu muzycznych złożeń. Tyle że jednocześnie chłodniej, przenikliwiej i bardziej obco niż swojsko, ale z najwyższym szacunkiem dla technicznych umiejętności. To samo w odniesieniu do orkiestr i także przy elektronice, która przy pełnym cofnięciu stawała się ciepła, pogodna, a wciąż wyrafinowana. Niemniej nie w takim stopniu, jak w stanie bez cofania.

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 004Zbierzmy to chronologicznie. Za pierwszym razem, bez M-6200, grało całkiem bez basu, przynajmniej w sensie kryteriów właściwych dla takich kolumn. Grało też obco, nerwowo – zanim wycofano soprany, natomiast na niesamowitym poziomie: z szalejącą przestrzenią, ławicami szczegółów i wielką dynamiką. Dwa dni potem, z M-6200, bas się wytoczył potężny, lecz zarazem trochę wybiórczy, o czym napiszę potem. Zagrało też znacznie cieplej i zdecydowanie bardziej zachęcająco, a w efekcie – po raz pierwszy w trzecim dopiero podejściu – słuchać mogłem tych Wielkich Utopii z prawdziwą przyjemnością. Nie bez uwag, ale w poczuciu ogólnej satysfakcji, a przede wszystkim podziwu dla pewnych aspektów brzmienia. Tych samych co wymieniłem, lecz gdy przyszło zadowolenie, te same walory techniczne okazały się pracować inaczej. Jako już użyteczne a nie tylko w popisie. Tak więc nareszcie przeistoczyły się te przesławne, potężne Focale w narzędzia muzycznych przeżyć a nie abstrakcji technicznej, nadając swemu istnieniu sens szerszy niż analityczna, czysto techniczna perfekcja. Sens łatwy do wyłonienia w przypadku wielu skromniejszych głośników; tych bez większego trudu realistycznie i sympatycznie grających. Lecz w jawnej redukcji zarazem i w jawnym uproszczeniu. Tu bowiem gra szła o pełną stawkę, to znaczy muzykowanie jakbyś faktycznie koncertu słuchał. I rzeczywiście, czuć było, że gra to jak na estradzie i możliwości bliziuteńko są autentyzmu. Nie tego umownego, że złudę masz realności; a mimo iż mimowolną, to taką zredukowaną i zaraz do demaskacji. Tu realizmu był maksymalny, z kłopotem odróżnienia. Miał wprawdzie śladowy posmak dziwności – muzyka nie chciała dokładnie się złożyć i zostać żywą istotą, ale się momentami składała w twór autentycznie żywy i duża prawda w tym tkwiła. Te momenty pozwalały obcować z doskonałością i wywołującymi dreszcze dotykami muzyki; w teatrze doznań nieumownych i zapleczem nieodróżnialnym od faktu. Bo słusznie postulował Ludwig Wittgenstein w Traktacie logiczno-filozoficznym, że świat jest zbiorem faktów, nie rzeczy; i słusznie zauważał Arthur C. Clarke, że rozwinięta technologia nie różni się niczym od magii. A magia w pierwotnym znaczeniu to prawda zrobiona z fikcji, to znaczy naśladownictwo i scenariusze nieodróżnialne od życia. I tego było tu dosyć, by poczuć dziwność istnienia; tę kiedy jesteś świadkiem takiego rodzaju doznań. Nie było w pokoju orkiestry, a jednak orkiestra była. Co prawda nie bez przerwy, jednakże w licznych momentach. Swoiste chwilowe olśnienia przeplatane zapadnięciami, kiedy techniczna perfekcja raz była a raz nie dla magii wystarczająca. Tym samym swoista ambiwalencja, ale już bardzo magiczna, że częściej byłeś oszukiwanym niźli rozpoznającym. Oto mistyczny dotyk, dobitnie tłumaczący, że są te Focal Utopie nie tylko wyrazem luksusu.

Na koniec trzeci raz przyjechałem, już z własnym przedwzmacniaczem, żeby sprawdzić na własnym gruncie ową mistyczną Utopię. Wietrzyłem w tym przygodę i się nie rozczarowałem, ponieważ zabrzmiało inaczej, w sposób dalece odmienny.

– Coś za coś? – Niewątpliwie, ale już bardziej pod swe upodobania. Z całkowitą redukcją obcości i spadkiem analizy w zamian za pełną spójność.

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 010Odleciał rój kąsających muszek i obcość precz poszła cała; zrobiło się spokojniej; tak mniej do podziwiania a bardziej do słuchania. Nie w takim technicznym wysileniu pod względem ekspresji detali i nie tak dynamicznie, jak przy czterech monoblokach. (Twin-Head ma jedno wyjście, toteż pracowały same A-200.) Lecz za to spójniej, muzyczniej i – o dziwo! – z wyjątkowo potężnym basem. Też wprawdzie trochę wybiórczym, ale gęstym, rozdzielczym i mocnym.

Prawda, miałem napisać o basu wybiórczości. Polegała, jak się nietrudno domyślić, na braku niektórych składników. Bo bas był naprawdę potężny i naprawdę rozdzielczy aż po sam pełny autentyzm, że kudy normalnym głośnikom… Ale brakowało mu trochę basowego spowicia. Były pojedyncze basowe grzmoty i była perkusja cała, ale basowe tła w muzyce potrafiły się zwijać, odbierając przyjemność kontrastu między nimi a pojedynczymi ciosami. Był grzmot, nie było pomruku – tak bym to scharakteryzował. Oczywiście upraszczająco, lecz wiadomo w czym sedno. Niemniej całościowo bas był naprawdę potężny i dobrze osadzony, czyli nie coś zasłaniający.

Przykładowa dla takich zasłon płyta Ten New Songs Leonarda Cohena wypadła bardzo dobrze, natomiast do elektroniki można było mieć trochę uwag. Takich właśnie odnośnie pomruków, które się nieco gubiły. Ale to pewnie wina pomieszczenia, jak wynikało z porad. Pamiętajmy o tych pięćdziesięciu metrach, których nie było jak sprawdzić, niemniej pozy tymi małymi uchybieniami cały byłem zadowolony. Nareszcie, no nareszcie, zagrało to po mojemu. Tak jak lubię: spoiście, ciepło, tylko muzycznie. Po długich oczekiwaniach, próbach oraz cierpieniach okazało się na sam koniec, że to kolumny śpiewne. Nie tylko do popisów i nie do samych tortur, ale do kwintesencji brzmienia w służbie królowej melodii. Rzecz ciekawa, jak twierdzi krajowy dystrybutor, utrwalony jest pogląd, że lepiej je z tranzystorem. Absolutnie się z tym nie zgadzam, choć oczywiście można – i czemu nie, jak ktoś woli analityczny obraz. One pod tym względem są wyjątkowe i jeśli masz takie zakusy, pokażą ci tą samą stronę dźwięku, co flagowe słuchawki Staxa. Sprawnie i bez problemu wejdą na techniczną orbitę, na której szczegółowość i dynamika same w sobie są magią. A jeszcze przy tym bas mają, że Stax niech się schowa i płacze, i marzyć mogą o takim każde zwyklejsze kolumny. Bas trudny, wieloaspektowy, metrażu i napędu chcący, ale spokojnie do wydobycia na odpowiedniej powierzchni i chyba raczej z lampą.

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 008Co więcej? Świetna – rzecz oczywista – indywidualizacja brzmień poszczególnych i świetne obrazowanie sceny z rozpisaniem na plany. Ale dopiero wraz z basem ruszonym, bo inaczej jest płasko. Do tego poskramianie wyraźne za sprawą lamp sopranowej agresji, aczkolwiek nawet z nimi procentowy udział wysokich tonów duży, i nawet przy wycofaniu zworami. Ale też w tej sytuacji ze zdiagnozowaną redukcją harmonii strunowej, a zatem do wyboru – milej albo prawdziwiej. Duże źródła, lecz nieprzesadnie, i naturalne światło; uzależnione głównie od podpinanej aparatury.

 

Ciemniejsze zatem z Twin-Head, jaśniejsze z Accuphase. A przede wszystkim – raz jeszcze o tym – granie na pełną skalę. Z wszystkimi w perfekcji aspektami, jakbyś miał do czynienia z prawdziwą, żywą muzyką; i niezależnie od skali, bo także z orkiestrą całą. Ciekawy jestem przy tym, jaki by efekt dało, pożenić te Focal Utopia z lampową elektroniką Jadis? To by było ciekawe i pewnie pouczające, podobnie jak gdyby je podpięć do Kondo Audio Note. Producent zaleca dla nich minimum zaledwie 50 watów, ale te 100 w kanale od Accuphase (tyle dają A-200 przy 8 Ohmach) pewnie było pożyteczniejsze.

Jeszcze na koniec dodam, że grały też przez chwilę ze zintegrowanym wzmacniaczem Divaldi i było to brzmienie spokojne, spójne, przyjemne i całościowe. Nie tak porywczo dynamiczne, jak w torze z samymi Accuphase, i nie tak spoiście ciepłe, jak przy udziale Twin-Head, ale całkiem udane i bez makroskopowych błędów. Pastelowe, gładko płynące, o ładnych tłach i kolorach. Całkiem wystarczające, by się muzyką sycić i dużo na pewno lepsze niż to na Audio Show.

Sumując sprawę Focali. Są audiofilskie, i owszem. Ale audiofilizmem rozumianym jako prawda i odtwórcza perfekcja. Nie poprzez samo szarpanie portfela i miotanie się zakupowe, tylko jako dążenie do muzycznego spełnienia. To jest tu trudne do wydobycia, a nawet trudne szalenie, ale jak już się stanie, to pełna satysfakcja. A zatem w tym wypadku audiofilom jest racja dana, jako że ich ta Focal Utopia ni trochę nie pogrąża. Najwyżej w poszukiwaniach, ale nie w pustym chceniu; toteż finał jest dla nich, a nie po stronie krytyków.

Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 017Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 014Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 016Focal Utopia Nautilus HiFiPhilosophy 008

10 komentarzy w “Recenzja: Focal Grande Utopia EM – spotkanie w Nautilusie

  1. manio pisze:

    ufff… trza mieć zdrowie …
    .
    kupujesz za ogromną kasę to „cuś” i później rok męczysz się aż do frustracji… żeby te setki tysięcy zagrało na miarę swej ceny … i w większości przypadków nie zagra …

    a twórca „cusia” – jakby we wspomnianej „kosmicznej próżni” buja… i na pytanie : z czym to gro ? odpowiada : „też bujaj się”;)
    .
    podziwiam recenzenta – to trzeba kochać … żeby obłędu nie dostać …
    .
    zawsze myślałem o sposobie przygotowywania gotowych pakietów dla słuchaczy – nie koniecznie firmowych tylko synergicznych! – CD player + AMP+ Kolumny + kable …
    tylko KTO to ma robić …
    producent „zdradza” : my testowali te kolumny ze wzmacniaczem „X” – a jak zagrają z 99 innymi do tych kolumn pasującymi – to kto to wie ???
    .
    i się zaczyna : „ahoj przygodo!!!” audiofilska oczywiście – to taki GRATIS do zakupionego sprzętu … inaczej gehenna …
    łażenie po sklepach – żebranie – pożyczanie [jak się uda oczywiście] – słuchanie – analizowanie – czytanie – telefonowanie – mailowanie – skypowanie … sr…e w banie … i pytanie : za którym razem trafisz na „opad szczęki” za który zapłaciłeś coraz bardziej fanaberyjne ceny ??? po 1-szej konfiguracji czy po 30-tej ?

    a co w przypadku gdy mieszkasz w Wąchocku zamiast stolycy czy Krakowa? w GS czy „Żabce” sprzęt pożyczysz ?
    .
    nie dziwota że smartfonik + słuchawki a w wersji wypasionej mały głośniczek BT „manta” i gra muzyka !!!;)
    .
    HIFIChoice w wersji angielskiej regularnie ma rubrykę :Beautifull system” albo „3 systemy dealerów” … to lubię …
    gość z „6moons” też kilka wzmaków zatrudnia w 1 recenzji – no ale on sobie na to może pozwolić …
    .
    ale nieraz recenzje nawet bez sprzętu towarzyszącego są zamieszczane … tylko z zakończeniem w stylu : „i tak się trudno rozstać ” [a’la „Niemiec płakał jak sprzedawał tego Golfa”] …
    jak im się to udaje – nirwana za 1 podejściem ? … cud mniemany …

    1. PIotr Ryka pisze:

      Te najlepsze, najwięcej mogące zaoferować głośniki, zawsze stwarzają poważny problem doboru wnętrza i aparatury towarzyszącej. To wynika z ich potencjału, pociągającego zdolność obnażania wszelkich wad i niedociągnięć; a nieraz także z ogromnego zakresu dostępnych regulacji – jak u tych Focal Grande Utopia, czy jeszcze bardziej u wielkich, półaktywnych Avantgarde. To sztuka zapanowania nad bestią. Trudna sztuka i bardzo kosztowna. Ale bolidy F1 też nie są dla zwykłych kierowców, pomimo, a właściwie to przede wszystkim dlatego, że są najszybsze i najzwrotniejsze. Też potrzebują specjalnych torów i wyszkolonej załogi. Za to potem…

      1. PIotr Ryka pisze:

        Potem można wylecieć na zakręcie szybciej niż kiedykolwiek 🙂

  2. Patryk pisze:

    Sluchalem tych glosnikow podlaczonych pod najlepszy sprzet Naim’a.Kocham Focal i nigdy nie kupilbym innych glosnikow (posiadam 1027 BE) ale sluchajac tych Focal Grande bylem rozczarowany, poniewaz pomieszczenie i akustyka byla slaba,a wtedy nawet takie glosniki jak te nie zagraja pieknie. Krotko mowiac: Pomieszczenie i akustyka robia wszystko!75% zadowolenia ze sprzetu w domu to wlasnie akustyka i prawidlowe ustawienie glosnikow.

    Mimo to: Focal, jego wysokotonowy glosnik Beryllium , piekna srednica i bardzo dobry bas to bajka! Czekos lepszego nie slyszalem jeszcze,a duzo juz sluchalem.

    Patryk.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ten wzmacniacz Naima podobno jeszcze nigdy i z niczym nie zagrał. Ale może się mylę.

        1. Wiceprezes pisze:

          Masakra… 😀

    2. Grzegorz pisze:

      Problem tego produktu jest taki ze focal dostarcza cos w teorii iscie hi-endowego, przyrównanie do bolidu F1 jest trafne – ale malo kto jest kubica i malo kto bedzie potrafil/miał możliwości tego uzyc. Wiec jest to sprzet dla kogos kto chce nieustannie „gonic” krolika, zamiast lapac. Sorry, ale tak widze ta marke. Stawiam dolary przeciwko orzechom, ze suma kosztów, czasu, wyrwanych wlosow ze poszlo już pol banki na reszte toru, a dalej nie gra bedzie niewspolmierna do uzyskanych efektow. Ale oczywiście z „topowymi” monoblokami firmy x i topowymi kablami firmy n(oczywiście najwyższe z oferty) to podobno już u audiofila z Australii zagralo i tak kołowrotek się napedza 🙂

  3. mediamax pisze:

    a jak zagrało z najnowszą Integrą Divaldi ? 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      To jest napisane w przedostatnim akapicie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy