Dynamiki vs elektrostaty – starcie pod samym szczytem

Opublikowano listopad 2010

Stax_SR-507_1Dzięki uprzejmości osób zaprzyjaźnionych mam możność przysłuchiwać się kilku czołowym reprezentantom obu grup. Napisałem „pod samym szczytem”, ponieważ z grona najwybitniejszych z wybitnych mamy tu tylko Omegę II MK2 oraz AKG K1000, brak natomiast Orfeusza, SR-Omegi, Sony MDR-R10 i Sony Qualii. Jest za to liczne grono słuchawek niewątpliwie także bardzo wybitnych i bez wątpienia high-endowych, w postaci Grado PS-1000, JVC HA-DX1000 oraz Beyerdynamica T1, a także wkraczającego dopiero na rynek nowego szczytowego modelu Staksa z serii Lambda, oznaczonego symbolem SR-507.

Na początek pozwolę sobie scharakteryzować pokrótce brzmienie każdego z uczestników, a następnie spojrzymy jak wypadli względem siebie w kilku wybranych fragmentach muzycznych.

Elektrostaty

SR-007 Omega II MK2

Stax_OmegaII_mk2_4To stosunkowo niedawno wypuszczona modyfikacja wcześniejszego modelu, tego bez MK2 w nazwie. Na podstawie wcześniejszych odsłuchów z innymi wzmacniaczami, a konkretnie tymi także z bieżącej produkcji, specjalnie tym słuchawkom dedykowanymi oraz w porównaniu z modelem sprzed ulepszenia można było zauważyć, że wersja MK2 kładzie nacisk na środek sceny, co predestynuje ją zwłaszcza do odtwarzania wokalizy i muzyki o charakterze bardziej studyjnym czy kameralnym. Zwracał także uwagę pewien brak czytelności pierwszego planu oraz duży rozziew temperaturowy w zależności od źródła i interkonektów. Jednocześnie z wcześniejszym wzmacniaczem SRM-717 prezentacja ulega dość dramatycznemu przeistoczeniu. Zmian jest kilka, a wszystkie istotne. Pierwszy plan staje się całkowicie czytelny, środek przestaje być uwypuklony, a nade wszystko złagodzone zostają soprany. Powiedzmy wprost – są one nienaturalnie przycięte, skutkiem czego wiele instrumentów okazuje się grać nieautentycznie, poczynając od skrzypiec i fortepianu. Z nowszymi wzmacniaczami tak to nie wygląda, ale ze starszej daty tranzystorem mamy niewątpliwie do czynienia z daleko posuniętą ingerencją i próbą upiększania muzycznego materiału. Łatwo to wyłapać w bezpośrednim porównaniu z każdym innym uczestnikiem sparingu, także z niższym katalogowo pobratymcem, czyli nową Lambdą.

W zamian za nienaturalną górę od Omegi uzyskujemy jednak coś innego. Przede wszystkim przepiękną scenę oraz niezwykłą elegancję i całościowe wyrafinowanie, z którymi spośród obecnych w teście jedynie K1000 mogły się równać. Omega dba z niezwykłym pietyzmem o każdy detal i szczegół; słychać na przykład jak powietrze wibruje w instrumentach dętych, jak dźwięk odbija się od ścian sali koncertowej, jak w jednych miejscach się zgęszcza, a w innych rozpływa.

Ogólnie biorąc atmosfera jest jedyna w swoim rodzaju, pełna niezwykłego wysublimowania, z aurą przepychu, ale nie naturalności. To niewątpliwie jest aranżacja i interpretacja, a nie próba możliwie najwierniejszego oddania oryginału.

SR-507 Lambda

Stax_SR-507_1Oto nowy produkt, kosztujący niewiele ponad jedną trzecią Omegi i nawiązujący kształtem i nazwą do najstarszych modeli topowych swego producenta.

Stax musiał usłyszeć krytykę pod adresem zaaplikowanej w modelu szczytowym szkoły upiększającej i to krytykę z ust na tyle miarodajnych, że się nią przejął. W brzmieniu nowego modelu jest to natychmiast wyczuwalne. Pomimo, że napędzane tym samym SRM-717, nowe Lambdy nie okrawają górnych rejestrów, dzięki czemu ich skrzypce potrafią łkać i się skarżyć, a nie tylko udawać, że to robią. Przekaz jest bardzo żywy, dynamiczny i bezpośredni, choć nie posiada takiej maestrii w oddawaniu detali i nie ma tak zachwycającej sceny. Jest bardziej zwyczajnie, ale za to z naturalnie podaną górą. Naturalizm składników sopranowych skutkuje także większą naturalnością ludzkich głosów, co według mnie ma bardzo duże znaczenie. Cóż bowiem z tego, że Montserrat Caballe śpiewa dzięki Omegom głosem cheruba, skoro jednocześnie smutne songi Cohena stają się wbrew intencjom autora jakimiś romansowymi kupletami w karmelowym sosie? Omega daje więcej powietrza, aury, inscenizacji i upajającej słodyczy, a wszystko to na wspaniałej scenie, ale Lambda ma więcej naturalnej nastrojowości i atmosfery autentyzmu.

Prezentacja Omegi jest nieziemsko piękna, ale może też rozdrażnić kogoś poszukującego w muzyce smutku, zadumy i refleksji. Może też zniechęcić poszukiwaczy gniewu i drapieżności.

Jeszcze słowo o dolnych rejestrach. Omega potrafi zejść niżej, ale wprawne ucho natychmiast wychwyciło brak realizmu w jej prezentacji perkusyjnej, bo przecież perkusja to także talerze i przeszkadzajki, a one wymagają otwartych sopranów.

Dynamiki

JVC HA-DX1000

JVC_HA-DX1000_1To słuchawki zamknięte o wyjątkowo dużych drewnianych muszlach, skrywających potężne komory rezonansowe, nawiązujące rozmiarem do tych ze sławnych Sony MDR-R10. Średnica membrany przetwornika także jest duża i wynosi50 mm, a sam przetwornik jest jeszcze o trzy milimetry większy.

Te zabiegi z wielkością okazują się bardzo owocne, ponieważ przynoszą w darze scenę, z którą pośród słuchawek zamkniętych jedynie wspomniane Sony mogą konkurować. Specjalna konstrukcja przetwornika pompuje także w przekaz wyjątkowo dużo powietrza, a wszystko to składa się na fakt, że mamy wielką otwartość i realizm. Jednocześnie ta duża ilość powietrza sprawia, że brzmienie jest spośród słuchawek porównywanych w teście najmniej nasycone i gęste. Barwy są nieco wodniste, a artykulacja urywa się niesiona wiatrem, przepadając gdzieś w bezkresnej dali. Nie należy tego mylić z brakiem szczegółowości. To tyko wybrzmienia są krótsze, a właściwie nie tyle krótsze, co bardziej rozpostarte. To z kolei daje rzecz dobrą, mianowicie zaangażowanie w muzykę całego obrębu sceny, na której wszystko ulega aktywizacji, a nie tylko, jak u innych, poszczególne lokalizacje.

Osobliwą sprawą jest kwestia basu. Wiele się naczytałem o jego wyjątkowości i nadwymiarowości w tych słuchawkach. Tymczasem sam niczego takiego nie rejestruję i to zarówno na własnym wzmacniaczu, jak i pożyczonym Black Pearl. Zupełnie jakby te słuchawki poddano w trakcie produkcji modyfikacji, zdejmującej z nich basowe odium. Inaczej nie potrafię tego wyjaśnić.

 

Beyerdynamic T1

Beyerdynamic_T 1_0W tym wypadku mamy do czynienia ze słuchawkami zmodyfikowanymi, a konkretnie ze zmodyfikowanym ich kablem, w którym odcięto oba przewody ekranowe i zastąpiono wtyk Neutrika analogicznym Furutechem. Właściciel twierdzi, że daje to efekt pozytywny, nasycając przekaz większym kolorytem i wzmagając głębię basu. Prawda, że tak jest, ale według mnie cena tych pozytywów jest zbyt wysoka. Odbywa się to bowiem kosztem dynamiki, szybkości i scenicznego ładu, a to są największe atuty tych słuchawek w ich formie wyjściowej. Oczywiście każdy ma swoje zdanie i swoje preferencje, ale osobiście raczej wolę wersję oryginalną, której zalety może nie od razu w pełni się ujawniają, ale po kilkudniowym osłuchaniu ukazują przekaz o niezwykłej dynamice i holografii, którego po modyfikacji próżno szukać.

 

Grado PS-1000

PS-1000_1Niedawno wypuszczony flagowy model znanej nowojorskiej firmy zyskał już wielu zagorzałych wielbicieli, i słusznie. Słuchawki grają pięknie, doprawiając naturalną w ich przypadku głębię kolorytu i potężne zejście niskich rejestrów pięknymi sopranami, sceną ukazaną w eleganckiej perspektywie i dużą dawką autentyzmu. Dźwięk jest różnorodny i zawsze elegancko podany, szczegółowość najwyższej próby, a specyfika danego wykonawcy należycie uwidoczniona. Oto kultura brzmienia wzniesiona na wyżyny kunsztu słuchawkowej sztuki w wydaniu dynamicznym. Cechą dominującą jest całościowa potęga.

Jedne do czego się można przyczepić, to wielkość sceny. Dobra, nawet więcej niż dobra, ale nie aż wybitna. Wyraźnie z tyłu za JVC, K1000 czy Omegą.

 

AKG K1000

AKG-K1000_1Już od kilku lat będące poza produkcją słuchawki te wyróżniają się konstrukcyjną specyfiką do tego stopnia, że sam wytwórca zaliczał je do odrębnej klasy i to z aż dwóch powodów. Przede wszystkim są to praktycznie otwarte głośniki nagłowne, dodatkowo wyposażone w jedyny w swoim rodzaju przetwornik, o tak zwanej swobodniej wibrującej diafragmie.

Bardzo duże nakłady poniesione na ich skonstruowanie zaowocowały brzmieniem niepowtarzalnym i co tu dużo mówić – zachwycającym. Dźwięk jest naturalny, różnorodny, nasycony, realistyczny i przejmujący. Scena głęboka i holograficzna, a specyfika poszczególnych utworów uchwycona najlepiej. Wadą jest brak dostatecznego zejścia na basie, które próbuje zastępować znakomity drajw i wielka dawka całościowej energii. Niskiego basu jednak nie ma i nic się na to raczej nie poradzi.

W warunkach konkretnych utworów

Vangelis_Themes„Mutiny on a Bounty” z Vangelis „Themes” 

(Wybrałem ten utwór, ponieważ daje wrażenie potęgi i grozy.)

 

 

 

 

Omega II MK2

Jest oczywiście bardzo elegancko i przestrzennie, bas daje znać o sobie, ale atmosfery grozy nie ma nawet na bardzo wysokim poziomie głośności i jeśli ktoś słuchałby tego utworu tylko na nich, nie doznałby tych emocji, o które Vangelisowi rzeczywiście chodziło.

 

SR-507

Tu w sensie emocjonalnym jest lepiej, ale nie do końca. Bas, aczkolwiek wyraźnie odczuwalny i należycie pulsujący, gubi nieco swój walor emocjonalny, tak jakby ubrano go w garnitur i krawat. Dominuje wrażenie przestrzenności i tego charakterystycznego dla elektrostatów wibrowania powietrza.

 

JVC HA-DX1000

A tu jest już groźnie, posępnie i złowrogo. Ale żeby ten bas był nadwymiarowy? W żadnym wypadku. Zejście jest jednak bardziej niż u poprzedników podkreślone. Górne rejestry są z kolei wyrażone ostrzejsze, ale bynajmniej nie w sposób męczący. W sumie ten utwór na JVC wypada lepiej niż z elektrostatami.

 

Beyerdynamic T1

Też jest groźnie i z dobrą przestrzenią. Znakomita wyrazistość artykulacji. Wysokie tony są jeszcze bardziej podkreślone, ale wciąż całkowicie pozbawione nieakceptowanej agresji. Bas nieco słabszy niż u JVC, ale całościowo ta prezentacja podoba mi się bardziej, choć na emocjach gra słabiej. Dźwięk nieco podobny w stylu do Omegi, lecz z lepszym oddaniem atmosfery.

 

Grado PS-1000

Tu jest najgroźniej, a bas schodzi najniżej. Jednocześnie wysokie też są bardzo dobitne. Czy całość jest lepsza niż na T1? Trudno powiedzieć. To raczej rzecz gustu. Można zauważyć, że dźwięk ma u Grado nieco słabiej obrobione krawędzie.

Tak przy okazji. JVC mają głębszy bas z Black Pearl, a PS-1000 z Twin-Head.

 

AKG K1000

Przestrzeń na pewno najlepsza, najbardziej naturalna. Zaznacza się rozwarstwienie i różnorodność wysokich tonów, u innych niewidoczne. Atmosfera posępnej tajemniczości i nadciągania tego co złowrogie wyrażona najdobitniej. Basu, o dziwo, nie brakuje, chociaż oczywiście ma on słabsze zejście i daleko mu do dominacji. Pulsuje jednak złowieszczo i wplata się należycie w całościową tkankę grozy.

Słynne_walce_1„Zaproszenie do tańca” C.M. Webera z płyty „Słynne walce” wydanej przez Muzę. Nagranie archiwalne Orkiestry Polskiego Radia w Krakowie z lat 60-tych.

(Zwróćcie kiedyś uwagę, że polskie nagrania, w przeciwieństwie do wielu zagranicznych, są pozbawione kompensacji dynamicznej. W dobrym systemie brzmią dzięki temu wspaniale.)

Omega

To co zawsze – kunszt i elegancja plus wspaniała scena i lekkie ociepleni oraz słodycz. Wiolonczela brzmi wyjątkowo przestrzennie, a skala przejść dynamicznych wywołuje dreszcze emocji. Zdumiewające, ale na tym nagraniu wysokie tony wydają się nieprzycięte. Czyżby na płytach uznanych wydawców poddawano je wygładzającej obróbce? To byłby skandal, a na to wygląda.

W sumie to stare nagranie dzięki Omegom wypada rewelacyjnie. Aż się nie można nasłuchać. Ten sam utwór z płyty XRCD (Reiner, Chicago), może najwyżej wejść ze wstydu pod łóżko.

 

SR-507

Tu ocieplenia nie ma, albo jest tylko minimalne. Nie ma też słodyczy. Ale jest elektrostatyczna feeria wibracji, chociaż skromniejsza niż u Omegi. Dynamika okazuje się sporo słabsza. Ciche partie są głośniejsze, a przez to potęga skoku pozostaje mniejsza. Wyraźnie uwidacznia się też archaizm nagrania, który Omega skutecznie maskowała. W sumie nie słucha się tak przyjemnie, ale to nie znaczy, że nie jest dobrze. Jest bardzo dobrze.

 

JVC

Po elektrostalach brakuje kolorytu, trzeba się dopiero przyzwyczajać do jego mniejszego kwantum. Prezentacja jest mniej dosadna niż u 507 i nieco bardziej powierzchowna, ale na większej i naturalniejszej scenie. Dynamika słabsza. Dominuje, jak to u tych słuchawek, falowanie powietrza na całym obszarze wielkiej sceny, ale brak maestrii w oddaniu detali daje się we znaki. Pod tym względem elektrostaty wyraźnie górują. Bas w ogóle się nie zaznacza. Gdzie on się podziewa, do diabła? To przecież podobno basowy potwór te JVC. Ale nie u mnie, nie pod Krakowem. Nareszcie pod koniec pojawił się i bas. Jest jednak taki rozdmuchany w powietrzu. Tak one grają z Twin-Headem. Kiedy się oswoić z tym stylem, jest bardzo dobrze, ale zaraz po elektrostatach, bynajmniej.

 

T1

Znowu piękna artykulacja i styl Omegi. Ładna, duża scena i znakomita dynamika. Detale pięknie uwidocznione i podane wprost bajecznie, a archaizm ponownie zamaskowany. Znów mamy też lekkie ocieplenie i sporo słodyczy w brzmieniu. Bardzo miło się słucha. Ale żeby tak było, z potencjometrem trzeba jechać i jechać. Ależ one są wymagające dla napędu.

 

PS-1000

Wiolonczela nie jest tak przestrzenna jak na Omedze, ale przynajmniej na tyle, by zwrócić na jej przestrzenność specjalną uwagę. Przejście dynamiczne jest dobre, ale towarzyszy mu rzecz zła: scena w tym nagraniu okazuje się wąska. W porównaniu z Omegą i JVC wręcz karykaturalnie.

Dźwięk ma sygnaturę mniej obłą niż u T1 i nie jest to ani złe, ani dobre, tylko inne. Za to wyłącznie u nich bas jest aż tak głęboki – jak przepastna czarna otchłań.

W sumie całościowo bardzo dobrze, tylko ta wąska scena. Soprany są najuszczypliwsze, na samej granicy przyjemności i agresji. Generalnie pod pewnymi względami (bas) – rewelacja, pod innymi (scena) – rozczarowanie.

 

K1000

Tu jest najwięcej składników sopranowych, ale mniej agresywnych niż u Grado. Scena ponownie najlepsza, a pewne fragmenty, na przykład flet, zdecydowanie najpiękniejsze. Równowaga basy-soprany jest jednak zachwiana i przez to słuchanie nie jest tak przyjemne jak z Omegą i T1. Tu maskowania archaizmu nie ma ani przez łagodzenie, ani przez ocieplenie. Żadnej słodyczy dodanej, żadnego głaskania. Jest za to czerń tła i wielka dynamika. Jest też najlepsza gradacja planów i lokalizacja orkiestry. Jednak z Omegą słuchało się bardziej relaksująco, chociaż na pewno dużo mniej realistycznie; z taką upiększającą maskownicą zainstalowaną na wspaniałej, bajkowej scenie.

Led_Zeppelin_II_1„Whole Lotta Love” z „Led Zeppelin II”

(Utwór stawia bardzo duże wymagania sprzętowi, z uwagi na wyjątkowo złożone rockowe instrumentarium i niezwykłą wokalizę. Poza tym, to klasyk.

 

 

 

 

Omega II

Jak to zwykle u niej, wieje ciepłem i optymizmem. Jest też ukazana złożoność i wielowymiarowość utworu, ale znów jak zwykle zaznacza się jedynie pozytywny wymiar emocjonalny. Taki pogodny orgazm muzyczny, słoneczny i z morską pianką. Basu nie brakuje, energii także, ale ta perkusja nie jest prawdziwa – zbyt ciepła. Wycie Roberta Planta także nie jest dość dzikie. To nie są słuchawki do rocka.

 

SR-507

O, tu jest dużo lepiej. Brzmienie naturalniejsze, dobrze osadzone w realiach. Perkusja skrzy się i wibruje we właściwy dla siebie sposób. Słabsze jest natomiast „oddychanie” przestrzeni, w tym utworze zawsze bardzo czytelne i dziecinnie łatwe do porównawczego wyłapania. Całościowe pulsowanie rockowej energii też wydaje się nie dość dobrze wyrażone, a i sama przestrzeń mogłaby być większa. Może inni ukażą te aspekty lepiej. W sumie ocena dobra, ale nie celująca.

 

JVC

Nareszcie JVC pokazują swój legendarny bas i to już od pierwszej sekundy. Nie jakiś zupełnie powalający, ale bardzo przyzwoity. Doskonałe rozpostarcie przestrzeni, ale samo falowanie w niej głosu niezbyt ciekawe. Tu Omega jest całkiem na innym poziomie. Wokaliza przyzwoita, lecz nic ponad to. Perkusja naturalniejsza niż u elektrostatów, a całościowa dawka energii większa. W sumie też czwórka – za przestrzeń i naturalną tonację oraz solidny bas i całościową energię.

 

T1

Trochę to brzmienie za mało jest surowe jak na potrzeby ciężkiego rocka, ale zarazem wyraziste, dobre przestrzennie i bogate barwowo. Zaznacza się ocieplenie, w tym wypadku będące zupełnie nie na miejscu. Znów falowanie przestrzeni jest tylko namiastką tego, co potrafi ukazać Omega. Wokaliza mnie nie przekonuje, zwłaszcza po 507 i JVC. Energii też jest za mało. Jakiś za bardzo stłamszony ten orgazm, zbytecznie owinięty ciepłą pierzyną. Trója z plusem, nie więcej. To są, niestety, pejoratywne efekty modowania.

 

PS-1000

Tu z kolei bas jest aż nadwymiarowy, ale jak ktoś lubi, to ma go w ilości hurtowej, choć z za słabą rozdzielczością, taką przykrytą nadmiernym łoskotem. Wokaliza jest za to pierwsza klasa i same dźwięki mają właściwy dla rocka kształt. Dobra przestrzeń, z wyraźnie zaznaczoną głębią. Dużo energii, ale jej pulsowanie mogłoby być bardziej rytmiczne. Przewalony bas to jednak uniemożliwia. W sumie plus cztery. Ultrasony E9 potrafiły zagrać ten utwór lepiej.

 

K1000

Czystość przekazu i czytelność zdecydowanie powyżej poziomu konkurencji. Oddanie wokalu także. Znów, tak jak u Omegi, pojawia się magiczna, falująca przestrzeń. Wspaniała otwartość, lokalizacja źródeł i naturalność brzmienia. Rozdzielczość perkusji także poza zasięgiem innych. To jest prawdziwy rockowy spektakl i nic to nie przeszkadza, że bas nie schodzi aż do piwnicy. Pięć.

American_Idiot-Green_Day_1„St. Jimmy” z płyty „American Idiot” Green Day.

(Proste, piekielnie szybkie rockowe granie z garażową wokalizą.)

 

 

 

 

Omega II

Wiecie co, bardzo fajnie to gra. Tu ocieplenie jakoś mniej przeszkadza, za to szybkość jest fantastyczna i energia należycie wibruje. Zaskoczenie in plus.

 

SR-507

One oczywiście oddają rocka naturalniej, we właściwej mu buntowniczej i agresywnej postaci. Jest szybko rytmicznie i energicznie. Brak utrudnień stawianych przez wyrafinowane instrumentarium Led Zeppelin bardzo im pomaga. Do garażowego grania te słuchawki nadają się znakomicie.

 

JVC

Prawdziwe rockowe urwanie łba. One jednak potrafią mieć wielki kawał basu, tylko potrzebują odpowiedniego wyjściowego materiału. Dźwięki nie są wypowiadane z tak misterną cyzelacją jak u elektrostatów, ale całościowy spektakl jest chyba bardziej porywający, bo cała przestrzeń wpada w szał. Wokaliza jest bardziej schowana w muzyce. Nie pcha się na pierwszy plan, tylko stanowi tło. Ani to źle, ani dobrze. Co kto woli.

 

T1

A tu wokal znowu jest wydobyty na pierwszy plan. Poza tym to samo co w przypadku wcześniejszego utworu. Ten rock jest gładki i łatwo przyswajalny. Jak ktoś takiego chce, to modowane T1 albo Omega są dla niego.

 

PS-1000

Cholera, ich bas jest trochę jak ze studni. Niski, ale za mało rozdzielczy i za mało przestrzenny. Jest też jakoś za ciasno na tej scenie, za mało czytelnie. JVC i 507 podobały mi się bardziej, a kto wie, czy T1 też nie.

 

K1000

Tak to prawdopodobnie brzmiało naprawdę, kiedy Green Day to nagrywał. Dzika wścieklizna bez najmniejszej taryfy łagodzącej. Piekło, na długą metę dla mnie nie do wytrzymania. Gdybym miał wybierać coś na stałe do tego repertuaru, to JVC albo 507.

 

System:

Źródło: Cairn Soft Fog V2

Wzmacniacze: Stax SRM-717, Antique Sound Lab Twin-Head Mark III, Ear Stream „BlackPearl”

Interkonekty: VOVOX tekstura XLR i RCA

Pokaż artykuł z podziałem na strony

3 komentarzy w “Dynamiki vs elektrostaty – starcie pod samym szczytem

  1. Przemek pisze:

    ” Napisałem „pod samym szczytem”, ponieważ z grona najwybitniejszych z wybitnych mamy tu tylko Omegę II MK2 oraz AKG K1000, brak natomiast Orfeusza, SR-Omegi, Sony MDR-R10 i Sony Qualii”
    Mozna dodac do listy takze MK1 ktora chyba wszyscy Staxo fani cenia duzo
    wyzej od MK2 oraz 009.
    Pozdrawiam
    Przemek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tekst jest z listopada 2010, a wówczas SR-009 jeszcze nie było. Z kolei Omegi II potraktowałem zbiorczo, bo prawdę mówiąc są to w zasadzie jedne słuchawki kilkakrotnie poddawane modyfikacji, choć MK1 grają inaczej niż MK2, a tak naprawdę są to trzy a nie dwa modele słuchawek, bo wersja MK1 też posiada wewnętrzne rozbicie na starszą i młodszą, z czego robi się taki galimatias, że tylko prawdziwi znawcy Staksa potrafią się w tym jeszcze połapać i wiedzą co, kiedy, jak po numerach seryjnych rozpoznać, jak która wersja wygląda i na jaki rynek była kierowana(a zdaje się te same mogą wyglądać różnie)i dlaczego jedne od drugich brzmą inaczej.

  2. J.T pisze:

    Dobór płyt w zetknięciu z tym sprzętem to jakieś monstrualne nieporozumienie. Byłem posiadaczem słuchawek STAX Lambda Signature jeszcze na początku lat 90, pierwszy test w polskiej prasie audio pojawił się po kilku dobrych latach. Do głowy by mi nie przyszło, aby wybrać takie płyty i męczyć tym materiałem elektrostaty. Nikt w studiu nie podniesie poziomu wyrafinowania i możliwości instrumentów akustycznych, szczególnie tych sprzed kilkuset lat i to jest istota rzeczy na której należałoby się skupić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy