Recenzja: GRACE DESIGN m902

Po powrocie do domu

m902_closeup3   Wróciwszy do domu zabrałem się na tej kanwie za eksperyment. Wpiąłem Gracka w Cairna świeżo zdobytym kablem i jąłem porównywać Senki z Grado i wzmacniacze, ale przede wszystkim to pierwsze. Jak może wiecie sporo ostatnio w brzmieniu Twin-Heada zmieniłem za sprawą nowych, topowych 2A3 Emission Labs oraz 350B, które zastąpiły KT-66. Ta ostatnia zmiana pociągnęła za sobą powrót do ECC88 NOS Tesli double-gold, zastąpionych onegdaj przez E188CC Mullarda. Mullard ów jest jednak dla 350B zbyt mrocznym partnerem, a Tesle są akurat. Po tych wszystkich zmianach i powrotach jednak żadnych Sennheiserów nie słuchałem, bo mi się najzwyczajniej nie chciało. Niemniej po doświadczeniu wyniesionym od Nautilusa dłużej zwlekać i lenić się nie wypadało.

Wnioski? Wnioski są te same: różnica jest tak nieznaczna, że nieomal o sam gust się opierająca. Nie będę ukrywał, bo nie o partyzanckie przewagi przecież tu idzie, że rasowany Twin-Head z Cairnem gra lepiej od Grace Design z Accuphase i to na jednych i drugich słuchawkach. To jednak dla Grace nie jest żadną ujmą, bo jego cena jest dwu i pół krotnie niższa od łącznych kosztów doprowadzenia Twin-Heada do obecnego stanu.

Do różnicy pomiędzy wzmacniaczami niedługo powrócę, ale wpierw dokończę sprawę porównania słuchawek. Co się rzuca od razu w uszy? Dosadność i wyrazistość Grado. Porcja realizmu jest w ich kreacji doprawdy kolosalna, a krawędzie dźwięków są wykrojone z chirurgiczną precyzją. Gdyby nie synowski instrument sam byłbym skłonny podzielić opinię o ich nadmiernej ostrości. Lecz żywa muzyka, zwłaszcza w kameralnych pomieszczeniach, jest niemiłosierna: prawdziwa perkusja daje po uszach jak brzytwa po gardle, a dźwięk mocno rąbniętego talerza wierci niczym dentystyczne wiertło. Jest to jednak zarazem bardzo złagodzone wewnętrzną przestrzennością prawdziwego grania, której to przestrzenności nie dane mi było usłyszeć na prawdziwą jej miarę w żadnej reprodukcji. Najbliższy tej realistycznej wizji był dźwięk systemu Waszczyszyna, i tu pojawia się pytanie – czy chcemy, aby nasze domowe audiofilskie instrumentarium reprodukowało muzykę w taki właśnie sposób? Aż tak dosadnie, tak dosłownie? Osobiście lubię tego typu brzmienie, choć równocześnie nic nie mam przeciw upojnym, łagodnym słodkościom w rodzaju prezentacji Staxa Omegi. I to jest właśnie kwestia w pierwszym rzędzie gustu. Prawdziwy zespół w salonie, czy może w jakiejś mierze ułagodzony? Pamiętam, że z klubu jazzowego Akwarium dałem nogę po jakimś kwadransie, bo nie szło wytrzymać. Ale tak ostro to nawet Grado ani Ancient Audio na szczęście nie grają.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja: GRACE DESIGN m902

  1. Jarek pisze:

    Jakieś starocie tu opisują 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy