Recenzja: Astell & Kern AK 120

Astell&Kern_AK_120_16 HiFiPhilosophy   Odtwarzacze przenośne plików muzycznych są teraz szczytem mody i przedmiotem ostrej walki konkurencyjnej takich producentów jak Apple, iRiver, Creative, Sony, Cowon, FiiO, czy HiFiMAN. Mieć ze sobą swoją muzykę i móc nią imponować otoczeniu – zarówno repertuarem jak i technologicznym zapleczem – jest życzeniem prawie wszystkich młodych ludzi, bo każdy z nich posiada smartfona, a ci co nie posiadają prawie się nie liczą albo uchodzą za ekscentryków. Jednak smartfon, mimo że w roli odtwarzacza plików muzycznych potrafi być całkiem niezły, nie posiada siły napędzania słuchawek ani zasobności biblioteki nagrań specjalnie do tego celu sporządzonych odtwarzaczy, a poza tym pełni zasadniczo zadania komunikacyjne a nie muzyczno-odtwórcze. Tak więc przedmiot tej recenzji, odtwarzacz iRiver Astell & Kern AK 120, jest czymś w rodzaju uzupełnienia i rozwinięcia możliwości smartfona, a przy tym lokuje się na samych szczytach tego rodzaju najwyższego sortu uzupełniaczy, stanowiąc przedmiot dumy właścicieli ale i znaczny wydatek, za równowartość którego byłby wysokiej klasy telewizor albo rupieciowaty ale jeżdżący samochód.

Okupujący szczyty jakościowe zaistniały od niedawna iRiver Astell & Kern AK120 stanowi jednocześnie wzmocnioną wersję opisanego już na łamach hifiphilosophy odtwarzacza AK100, dyskontując jego rynkowy sukces i spijając miody jego tryumfu, a że zasadniczo różni się od swego pierwowzoru jedynie wielkością i mocą, pozwolę sobie nie komponować od nowa opisu cech zewnętrznych, tylko przekalkuję go z wersji poprzedniej uwzględniając różnice.

Budowa

Astell&Kern_AK_120_08 HiFiPhilosophy

3, 2, 1…

   Nasze tytułowe cacko, bo inaczej nie da się tego nazwać, pochodzi z Korei i jest malutkie, wielkości paczki papierosów, jednakże o jedną trzecią większe od wciąż produkowanego o połowę tańszego AK100. Całe jest czarne bądź srebrne i ma niewiele przycisków, bo komunikujemy się z nim głównie za pośrednictwem ekranu dotykowego. Poza jednolitą czernią, w którą zapada się także ekranik kiedy go nie używać, jedynym akcentem jest małe pokrętło potencjometru, wystające po prawej u góry ze ścianki bocznej i osłonięte od dołu i góry plastikowymi osłonkami, co jest odpowiedzią producenta na wyrażane w recenzjach obawy tyczące poprzednika, który takich osłonek nie posiadał. Po przeciwległej stronie, na ściance lewej, znajdujemy trzy małe guziczki obsługujące licząc od góry funkcje »Back«, »Pause« i »Next«, którymi rozporządzamy także z poziomu ekranu. Na górnej krawędzi znajduje się niewielki, podłużny włącznik główny oraz gniazdo słuchawkowe na mały jack, będące jednocześnie wyjściem optycznym. Tuż obok umieszczono identyczne z wyglądu wejście optical/RCA, do którego obsługi normalnym interkonektem, podobnie jak w przypadku wyjścia, potrzebujemy przejściówki mały jack-RCA nie będącej na wyposażeniu, ale możliwej do kupienia za parę złotych. Na ściance dolnej jest gniazdo Micro USB 2.0 oraz osłonięty odsuwaną osłoną (rozkoszne) podwójny interfejs kart pamięci Micro SD; chowających się głęboko, a za naciśnięciem sprężynowo wyskakujących. Całość sprawia wrażenie małego, magicznego pudełeczka. Brakuje tylko wyskakującego dżina, ale nim będzie muzyka. Można to magiczne pudełeczko chronić przed okrucieństwem świata dodatkową osłoną z tworzywa, podobną do tych stosowanych w smartfonach, a do wyboru są trzy wersje: jasna, brązowa i czarna.

Astell&Kern_AK_120_11 HiFiPhilosophy

BOOM! Astell&Kern AK 120

Tło ekranu też jest smoliście czarne, a napisy i symbole białe albo brązowe. Potrafi jednak czerpać nasz Astell tapety z okładek kopiowanych do jego pamięci płyt i wtedy robi się kolorowo. Jest też wygaszacz ekranu, a w menu znajdujemy jeden predefiniowany equalizer, który można włączać lub wyłączać poprzez suwakowe nasilanie bądź osłabianie jego działania, a także zadawać mu ustawienia własne. Nie polecam go, gdyż dźwięk bez niego wydaje się naturalniejszy, ale jak ktoś dla przykładu lubi dużo basu, to jest opcja zwiększania, nie ma problemu. Całość pracuje w stylu kafelkowego menu ze smartfonów i panelu obsługowego Windows Media Player. Młodzi ludzie będą się tu czuli jak w domu.

Zaglądając do wnętrza dowiadujemy się, że urządzenie wyposażono w bardzo wysokiej klasy przetwornik cyfrowo analogowy – Wolfson WM8740 24-bit DAC – będący sercem układu modelu AK100, które to serce w wersji AK120 zdublowano, ma więc nasz AK120 dwa serca i odpowiednio do tego więcej energii i mocy obliczeniowej. Pracują te jego serca po jednym w każdym ze stereofonicznych kanałów, co sprawia, że jest zarazem miniaturowym wzmacniaczem klasy dual mono, podobnie jak na przykład sławny stacjonarny kolega Phasemation. Pozwalają te Wolfsony nie tylko bezstratnie odtwarzać płyty SACD i DVD-Audio, ale też osiągać wyjątkową klasę brzmieniową, jak na odtwarzacz przenośny naprawdę wyjątkową. Konstrukcje dual mono znane są bowiem z budowania rozległych scen i wielkiego na tych scenach ładu, co i tutaj znalazło odzwierciedlenie, pozwalając cieszyć się dźwiękiem o klasie dla aparatury mobilnej dotąd nieosiągalnym.

Astell&Kern_AK_120_12 HiFiPhilosophy

Koreańczycy atakują hi-end w wersji mini po raz drugi

Nasz wzmocniony iRiver może też pobierać sygnał w trybie bezprzewodowym za pośrednictwem standardu Bluetooth i obsługiwać pamięć do 192 GB, przy czym na stałe posiada wbudowaną kartę o pojemności 64 GB i jest w stanie przyjąć do swoich portów jeszcze dwie takie karty. Zasada podwojenia i tu została więc zachowana, jako że AK100 miał wbudowane 32 GB i przyjmował karty o maksymalnie 32 gigabajtowej pojemności. A niemal 200 GB łącznej pojemności to już niewielki wprawdzie ale jednak „twardziel”, czyli możliwość zbudowania naprawdę dużej biblioteki nagrań.

Ładowanie akumulatorka odbywa się bezproblemowo, bo poprzez połączenie z komputerem za pośrednictwem gniazda Micro USB, na które przejściówka ze zwykłego USB znajduje się w komplecie, a dającą wiele do myślenia ciekawostką są wgrane przez producenta pokazowe pliki w standardzie MQS (Mastering Quality Sound), czyli o parametrach 24/192kHz. Mają one 6,5 razy większy strumień danych od tradycyjnej płyty CD, w efekcie czego łapczywie pochłaniają obszar pamięci, w zamian brzmiąc naprawdę porywająco. Składa się na nie dziewięć utworów o łącznej objętości jednego gigabajta, przy czym trochę brakuje pomiędzy nimi jakiegoś ostrego rockowego kawałka.

Opakowanie Astell & Kern, podobnie jak jego poprzednik, ma efektowne. To ładnie lakierowane, tekturowe pudełko z dużym srebrzystym logo na czarnym tle.

Astell&Kern_AK_120_14 HiFiPhilosophy

I to w na prawdę niezłym stylu

Urządzenie obsługuje formaty WAV (8 – 192 kHz, 8/16/24 bit), MP3 (8 – 320 kbps), WMA (8 – 320 kbps), APE (poziom kompresji: normal, fast, high), FLAC, OGG i MQS. Jest bardzo lekkie i bardzo zaawansowane technicznie, ale nie posiada opcji sprzętowego upgradu do wyższych częstotliwości przy odtwarzaniu, tak więc nie zrobi dla Was z 44,1 wyższej gęstości. Szacowany czas pracy na jednym ładowaniu to 15 godzin, cena – 4500 złotych, a kolejna pliki MQS do pobrania niestety jedynie na stronie producenta.

Brzmienie

Astell&Kern_AK_120_17 HiFiPhilosophy

Pora na małą przepychankę ze starszym bratem

   Opisując protoplastę, czyli model AK100, cały czas byłem pod wrażeniem jego możliwości i klasy dźwięku, ogłaszając sobie i innym nastanie ery przenośnego high-endu. Jeszcze nie takiego przez duże H, ale takiego na zasadzie „ten dźwięk brzmi pięknie i nie ma się czego czepiać”. Tym bardziej ciekaw byłem co się może wydarzyć w przypadku odtwarzacza prawie dwakroć droższego a jednocześnie w zasadzie takiego samego w sensie konstrukcyjnym. Nie wiem czy jest jeszcze produkowany, ale był kiedyś taki model Mercedesa klasy S z dwunastocylindrowym silnikiem, w którym można było włączyć tryb oszczędnościowy na połowę cylindrów. Czymś w tym rodzaju są właśnie AK120 i AK100; jeden ma silnik dwa razy większy. Jak taka podwójna moc działa w samochodzie, łatwo zgadnąć, ale co dać może przy odtwarzaniu muzyki? Trochę to trudniej przewidzieć, ale już odpowiadam, a odpowiadając znów odwołam się do porównań samochodowych, ale tym razem nie do silników tylko do kół. Otóż AK100 w porównaniu do AK120 gra trochę jakby spuszczono mu z opon połowę powietrza. Jedzie gładko i równo, i wciąż jego brzmienie jest piękne, bo przecież się nie zmieniło, ale brakuje mu tej siły i tej możliwości szybkiego pokonywania zakrętów. Mówiąc krótko, w porównaniu okazuje się nieco oklapnięty. Natomiast AK120 gra jak rasowy stacjonarny słuchawkowy wzmacniacz wspierający wysokiej klasy źródło. Z plikami MQS, do których stale nawiązuję, ale które od początku robiły na mnie naprawdę duże wrażenie, to brzmienie jest jak z odtwarzacza CD za około dwadzieścia tysięcy i to nie tylko pod względem szczegółowości, która zawsze była najsilniejszą stroną plikowego grania, ale także dynamiki, elegancji i całościowego muzycznego przenikania w głąb duszy. Zarówno wokaliści jak i instrumenty pojawiają się tu w na tyle bogatej formie, by była to już pełnia muzycznych przeżyć a nie tylko ubożuchna linia melodyczna poparta jakimś chrobotem zwanym szczegółowością. To nie wyłącznie łubu-dubu żeby sobie hopsa-hopsa, tylko prawdziwa muzyka, nawet jeżeli z samego rockowego łomotu sporządzona. Wiem, wiem – wielu jest takich co uważają (i nie omieszkują tym swoim uważaniem na forach z innymi się dzielić), że łubu-dubu jest całkowicie dla hopsa-hopsa wystarczające i w związku z tym każda złotówka wydana ponad to co dla hopsa-hopsa niezbędne jest zmarnowana.

Astell&Kern_AK_120_01 HiFiPhilosophy

A za oręże posłużą nam Senheisery IE800

No więc jeżeli ktoś tak uważa, to AK120 ani AK100 nie są dla niego. Wystarczy kupić jakiś miniaturowy wzmacniacz do łączenia z telefonem komórkowym i napędzać tym Creative Aurvana Live! albo jeszcze lepiej Kossa Porta Pro. – I będzie git. Chłopaki – git będzie! Mucha nie siądzie, noga nie spocznie, a oko nie zaśnie. Ale kiedy kocha się muzykę nie za samo łubu-dubu celem hopsa-hopsa, to mamy ostrą jazdę do jakościowej góry, a na jej szczycie najpierw AK100, a potem już na samym czubku AK120. Ale to i tak nie koniec, bo można jeszcze wyżej podskoczyć, wystrzeliwując tego AK120 w jakościową górę wzmacniaczem przenośnym ALO Audio Continental V3. I wówczas to jest już jak mawiają Anglosasi – łał!, albo jak mawiali dawni Polacy – o matko!

Słuchałem tego zestawienia i względem samego AK120 nie tylko czyni przekaz jeszcze bardziej szybkim i dynamicznym, ale także nadaje mu większej spójności. Staje się wówczas nie tylko sama świetna muzyka, ale taki prawdziwy muzyczny żywioł. Cała scena kipi i stapia się w jedno, nie grając tu i tam po trosze, tylko mając jedną zwartą całość, jedną wszystko ogarniającą muzykę. Ale i bez tego wsparcia Continentalem gra to fantastycznie, a poza tym nie jednego tylko Continentala można do AK120 podpinać. Podpiąłem mu także stacjonarny wzmacniacz słuchawkowy Bakoon HPA-21, który wprawdzie nie jest przenośny w sensie kieszonkowym, gdyż waży pięć kilogramów, ale że jest bateryjny, można go ze sobą wszędzie zabierać i tam gdzie nie ma prądu grał będzie przez bite osiem godzin oddając na słuchawkowym wyjściu moc jednego wata. Podpiąłem też do AK120 aktywne głośniki monitorowe do stawiania na biurku koło komputera – Ancient Audio Master Oslo. W obu tych przypadkach nasz AK120 spisał się jako źródło dźwięku rewelacyjnie, a z plikami MQS był to już high-end przez duże H i za jeszcze większe pieniądze. Wraz z AK120 dostajemy zatem nie tylko wysokiej klasy przenośny odtwarzacz plików, ale także naprawdę wysokiej klasy stacjonarny odtwarzacz strumieniowy i DAC, który nie musi się wstydzić nawet kiedy konfrontowany jest z urządzeniami stacjonarnymi dwa i więcej razy droższymi. Muzyka płynąca z Bakoona i Oslo napędzanych przenośnym iRiverem była już zjawiskowo dobra, a nie tylko dobra bądź bardzo dobra. Tym lepsza oczywiście, im lepsze się do Bakoona podpinało słuchawki, a z Oslo doskonała nieustająco. Miałem też rzadką okazję, okazję wręcz wyjątkową, usłyszeć jak gra AK120 z ALO Audio i Bakoonem kiedy podpina się do nich legendarne słuchawki Sony MDR-R10. Już z Sennheiserami HD 800 niesamowicie zestawy te brzmiały, a z R10 była to muzyka jakiej można by słuchać do końca życia niczego ponad to nie pragnąc. Próżno niestety takich słuchawek pośród dzisiejszych szukać i jest to doprawdy zasmucające.

Astell&Kern_AK_120_03 HiFiPhilosophy

Wraz z plikami MQS daje to iście wybuchową miksturę

Z niebiańskich wyżyn zstąpmy na Ziemię, lecz wciąż pozostając na ośnieżonych szczytach, bo pośród przenośnych odtwarzaczy plikowych jest nasz AK120 niczym jeden ze szczytów Korony Himalajów, gdzie wieczne śniegi leżą i gdzie przybywają wędrowcy by nawet za cenę życia na nich stanąć. Takiej ceny za słuchanie odtwarzacza iRiver Astell & Kern AK 120 płacić na szczęście się nie musi i na pewno nie byłoby warto, ale i tak trzeba zapłacić niemało, a czy warto wydać nań żądane ponad cztery tysiące złotówek, jest kwestią tyleż muzyczną co ekonomiczną. Sam mogę na to tak odpowiedzieć, że kiedy się jest zamożnym, na pewno urządzenie to mieć warto, o ile oczywiście zamierzamy z odtwarzacza przenośnego korzystać, ale kiedy przekracza ono nasz budżet w sensie możliwości jego nadszarpnięcia, lepiej poprzestać na dobrym odtwarzaczu z niższej półki, bo postęp wydaje się w tej dziedzinie szybki i z roku na rok za te same pieniądze można otrzymać wyższą jakości, a już najtańsze odtwarzacze HiFiMAN-a z plikami MQS potrafią grać rewelacyjnie. Gdy jednak budżetowe ograniczenia nas nie dotyczą, warto sobie zafundować frajdę użytkowania przez lat parę takiego cacka jak AK120, zanim nowe, jeszcze lepsze, nie strąci go z tronu. W sumie jest to tak nawiasem do pewnego stopnia ten sam wyścig co z kartami graficznymi do komputerów, z tą wszakże istotną różnicą, że możliwości grafiki komputerowej są jeszcze dalekie od wyczerpania, podczas gdy reprodukcja muzyki w wydaniu AK120 nie jest od perfekcji specjalnie odległa i tu już zasadniczego postępu na pewno nie będzie, bo nie ma nań miejsca.

Brzmienie cd.

Astell&Kern_AK_120_04 HiFiPhilosophy

I do tego można ją zabrać na spacer

   A teraz po długim wstępie i suchym treningu zrelacjonujmy nareszcie jak grał ten AK120 z różnymi słuchawkami.

Grado SR-60 to niedrogie i bardzo szanowane przeze mnie słuchawki, które zabrzmiały tutaj znakomicie; z oddechem, wspaniałą analogowością i przestrzenną swobodą. Towarzyszył temu lekki zaśpiew i nieznaczny pogłos, a dźwięk był gęsty ale swobodnie płynący, bez żadnego przykucia do miejsca własnym ciężarem czy spowolnienia. Soprany okazały się lekko cofnięte, a główny nacisk szedł na średnicę i w mniejszym nieco stopniu na bas. Wszystko to pozbawione było akcentu na szczegółowość i cała para szła w samą muzykę. Słuchało się jak gramofonu, z wielkim ukontentowaniem.

Beyerdnamic DT 880 Edition zagrały do Grado tak podobnie, że pomijając fakt innego nacisku na uszy nie byłbym pewien przejścia ślepego testu. Miały jednak wyczuwalne srebrzenie na wysokich tonach i ogólnie trochę mocniejszy akcent sopranowy przy jednocześnie bardziej zaakcentowanych szczegółach. Ciężki rock za mało był u nich gęsty i za bardzo właśnie sopranowy; bez dostatecznej masy i basu. W tym repertuarze Grado okazały się zdecydowanie lepsze – ciemniejsze, bardziej nasycone, z mocniej uwydatnionym niskim zejściem i rytmem, a bez żadnego świdrującego wejścia w soprany. W ogóle Grado podobały mi się bardziej i nic na to nie poradzę. DT 880, które towarzyszyły mi poprzednio podczas testowania AK100 (inny egzemplarz), grały wyraźnie lepiej, bardziej analogowo i bez podkreślania sopranów. Jednak i te tutaj zagrały z plikami MQS high-endowo, mino że akcentowały górę pasma bardziej nawet od HD 600, przy czym ich nuty sopranowe okazały się drobniejsze, ale za to zabrzmiały cieplej.

Astell&Kern_AK_120_02 HiFiPhilosophy

Z pomocą Continentala, nawet poważni lampowi czarodzieje muszą się mieć na baczność

Tanie słuchawki JBL J-88i do sprzętu przenośnego od razu zaznaczyły, że zrobiono je właśnie do aparatury przenośnej i zaprojektowano z uwzględnieniem rasowania dźwięku. Zaznaczała się w nich wyraźna próba uczynienia przekazu trójwymiarowym i podkreślenia głębi sceny. I w sporej mierze, trzeba przyznać, im się to udawało. Grały inaczej od pozostałych, całkiem w tej swojej inności ciekawie, a zarazem spokojnie, bez żadnej agresji. Mocny bas był trochę rozwleczony, ale przyjemny, a trójwymiarowość, chociaż cokolwiek tania i efekciarska, to specyficzna i zwracająca uwagę. Takie przyjemne dziwadełko z próbą trójwymiarowania w miejsce ostrego rysunku. W rocku się to nie sprawdzało, ale w muzyce rozrywkowej i elektronicznej brzmiało znośnie. Podobnie kosztujące Grado były lepsze bo prawdziwsze, bardziej rozdzielcze i na wyższym poziomie technicznym, ale jednocześnie takie zwyczajne, bez żadnego efekciarstwa, a efekciarstwo nie zawsze jest złe. Nie wybrałbym tych JBL, za bardzo te ich efekty trójwymiarowe były prymitywne, ale trzeba przyznać, że coś w sobie miały i czegoś po założeniu Grado okazywało się brakować. Tak więc kierunek obrany przez JBL okazuje się dobry, tylko rzecz trzeba lepiej opracować, a wówczas konkurencja może mieć problem. Ale jeszcze go nie ma.

Dodajmy, że na plikach MQS zagrały te JBL-e zupełnie znośnie, z nieźle zarysowanymi sopranami i dobrym wypełnieniem oraz ogólną dominacją basu z wciąż zaznaczającą się trójwymiarowością i całkiem intrygującą głębia sceniczną. Naprawdę brzmiało to chwilami całkiem, całkiem. Jednak całościowy poziom techniczny okazał się jeszcze niewystarczający.

Klasyczne Sennheisery HD 650 pokazały swoim zwyczajem świetną gładkość i basowy atak. Nieagresywne przy tym soprany, lepsze nawet niż u flagowego Denona i z większą niż u niego głębią sceny oraz dalszym pierwszym planem. Mniej też atakowały szczegółowością i miały lekki, przyjemny pogłos, a w uzupełnieniu do niego lekkie, równie przyjemne ocieplenie. Tonacja była minimalnie przyciemniona, a decydujący o wszystkim fun factor bardzo wysoki. Wspierały go znakomite kobiece wokale – spokojne, naturalne, zmysłowe i leciutko od słuchacza odsunięte. Pełna analogowość brzmienia i muzykalność, podobnie jak miało to miejsce na Grado SR-60, bardzo przemawiały do muzycznej wyobraźni, prezentując tutaj zdecydowanie wyższy techniczny poziom.

Brzmienie cd.

Astell&Kern_AK_120_07 HiFiPhilosophy

A starszy brat patrzy na to wszystko z zawiścią…

   Jeszcze bardziej klasyczne HD 600 zagrały jak zwykle bardziej przejrzyście i z naturalnym sznytem, co na plikach MQS okazało się rewelacyjnie pasującym stylem – całościowo chyba lepiej wypadającym niż u flagowych Denonów. Szybko, bezpośrednio i niesamowicie rozdzielczo to grało, a przy tym bez żadnych podostrzeń czy szorstkości. Tonacja od Denonów wyraźnie była ciemniejsza i ogólnie bardziej przyjazna, bez żadnego ocieplenia ani chłodzenia, tylko bardzo naturalnie i high-endowo. Brawo!

Przywołane już dwa razy Denony D7100 miały przekaz bliski, bardzo realistyczny, bezpośredni, o dużej sile rażenia jakością i dynamiką, a jednocześnie generalnie gładki, o bardzo dużym nasyceniu i esencjonalności.  Jednak względem HD 600 soprany były u nich bardziej szorstkie i napastliwe, psując nieco ogólnie świetną atmosferę. Zabrakło też nieco  głębi sceny, choć nie była ona zła. Jednak oba modele Sennheisera miały głębszą. Za to bas miały Denony znacznie potężniejszy i bardziej starannie opisany; trochę może wyjęty z pasma, ale za to bardzo spektakularny. W tym brzmieniu było więcej szczegółów i konturów, i dużo mocniejszy akcent sopranowy, a z kolei mniej relaksu. Także pliki MQS wypadły na D7100 nieco niż u Sennheserów słabiej, mając ogólnie mniej przyjazne brzmienie. Dość albo nawet i bardzo dziwne to w sumie było, bo Denony z czasów własnej ich recenzji i spotkania z odtwarzaczem AK100 grały wyraźnie inaczej i lepiej, dystansując oba klasyki ze środka oferty Sennheisera w sposób bezdyskusyjny, a tutaj tego dystansu jakościowego nie było; została z niego sama szczegółowość i bas, a muzyka gdzieś sobie poszła. Dziwne, doprawdy dziwne.

Astell&Kern_AK_120_05 HiFiPhilosophy

Tytuł Mistrza Micro Hi-Endu pozostanie jednak w rodzinie

Zaskakująco dobrze zagrały za to dokanałowe Sennheisery IE 800, choć w sumie przy ich cenie znakomitego brzmienia należało oczekiwać. Pliki MQS w ich wykonaniu to był czysty high-end ze znakomitą dynamiką, potężnym, nisko schodzącym basem (nie aż takim jak w pamiętnych Ultrasonach Edition9, ale bardzo niskim), z brzmieniem całościowo ciepłym, mistrzowsko wypełnionym i znakomitym pod każdym względem. Rewelacja. Nawet głębia sceniczna okazała się lepsza niż zazwyczaj w odtwarzaczach przenośnych bywa, czemu towarzyszył zupełny brak kończystości sopranów i ogólny fun factor najlepszy z dotychczas słuchanych oraz najbardziej spójny i całościowo perfekcyjny pokaz brzmienia. Te pliki MQS w wykonaniu IE 800 były naprawdę zjawiskowe, choć trzeba powiedzieć, że na wszystkich słuchawkach wypadły rewelacyjnie. Ale i pliki FLAC, a nawet poczciwe mp3, okazały się z AK120 bardzo muzyce przyjazne, chociaż na mp3 szkoda trochę jego potencjału.

Jednak ze wszystkiego najlepiej zagrały Grado PS-1000. Kiedy je założyłem, nie miałem już ochoty ich ściągać ani niczego innego słuchać. Miara nasycenia i piękna była największa, podobnie jak wypełnienie i kopnięcie basu. Genialnie to zabrzmiało jak na urządzenie przenośne. Cholera, ale dobrze. Bas, pogłos, energia, głębia sceny – wszystko jak z dobrej aparatury stacjonarnej. A przy tym tajemnicza, przyciemniona scenografia i bezpośredniość. Jak lubię kiedy tak gra… Jeszcze lepiej grały tylko Sony MDR-R10, ale nie będę o nich pisał. Są tak stare i tak drogie, że jakby ich wcale nie było. Szkoda się denerwować.

Podsumowanie

Astell&Kern_AK_120_10 HiFiPhilosophy   Przenośny odtwarzacz plików iRiver Astell & Kern AK120 kosztuje okropne pieniądze a ma o połowę tańszego braciszka, tak bardzo swego czasu wychwalanego przeze mnie w jego recenzji. Wydaje się zatem, że nie ma sensu przepłacać i szkoda szastać forsą. Cóż z tego jednak, gdy ten  AK100 okazał się w porównaniu mniej dynamiczny i bezpośredni. Bez takiego dramatyzmu i szarpania słuchacza za ramię. Niewątpliwie także realistyczna w jego wydaniu Edith Piaf była odrobinę jak przez szybę, podczas gdy na AK120 nie było żadnej przegrody. Dynamika, atak, naturalność i bezpośredniość idą w nowszym i droższym odtwarzaczu, mającym unikalną jak na ten typ urządzeń konstrukcję dual mono, bardzo wyraźnie dalej. Nie jest to wprawdzie żadna perfekcja, co podpięcie wzmacniacza ALO Audio uświadamiało natychmiast, ale też i nie coś co tylko na krańcach percepcji się pałęta i czego nie musimy brać pod uwagę. Różnica jest wyraźna, choć w cenie niewątpliwie wyraźniejsza. W związku z tym nie pozostaje nic innego jak raz jeszcze napisać sakramentalne zdanie – że jak kogoś stać i jak takiego odtwarzacza potrzebuje, to warto, a jak się nie ma miedzi, to odtwarzacz HiFiMAN HM-601 albo 602 też będzie bardzo dobry, zwłaszcza kiedy go nie porównywać. Z satysfakcją trzeba też odnotować, że w przeciwieństwie do samych słuchawek w odniesieniu do ich mobilnych napędów postęp jakościowy okazuje się odczuwalny i niech tak zostanie, to może z czasem i słuchawki się od tego zarażą.

 

W punktach:

Zalety

  • Dynamika.
  • Bezpośredniość.
  • Znakomita kultura brzmienia.
  • Bardzo wysokiej klasy sfera sopranowa.
  • Mająca magię średnica.
  • Solidny bas.
  • Wyraźnie lepszy od AK100.
  • I bardziej pamięciowo pojemny.
  • Doskonały jako źródło nawet dla bardzo wysokiej klasy torów.
  • Duża moc.
  • Dobra funkcjonalność.
  • Doskonale napędza wszystkie popularne słuchawki.
  • Ładny wygląd.
  • Elegancie opakowanie.
  • Świetna opinia odziedziczona po poprzedniku.
  • Przenośne dual mono.
  • Made in Korea.
  • Polski dystrybutor.

Wady

  • Strasznie drogi.
  • Wzmacniacz ALO Audio pokazuje, że może być jeszcze lepiej.
  • Brak szerokiego dostępu do plików MQS.
  • Brak przejściówki mały jack-RCA.

 

Dane techniczne:

  • Wymiary (mm): 59.2 x 89.0 x 14.4
  • Waga: 143 g
  • Wyświetlacz: Dotykowy, pojemnościowy IPS 2,4″ QVGA (320X240)
  • Obsługiwane formaty: AIFF, ALAC, AAC, WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE
  • Pamięć wbudowana: 64GB
  • Sloty kart pamięci: 2 x do 64GB MicroSD
  • Impedancja wyjściowa: 3Ohm
  • DAC: 2 x Wolfson WM8740 24Bit 192kHz
  • Czas pracy: do 16h FLAC
  • Złącza: micro USB, wejście/wyjście cyfrowe 3,5mm, optyczny/usb DAC zewnętrzny
  • Łączność bezprzewodowa: Bluetooth 3.0
  • Cena: 4500 zł.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

29 komentarzy w “Recenzja: Astell & Kern AK 120

  1. Kuba pisze:

    AK100 też odczytuje 2x64GB, trzeba je tylko odpowiednio sformatować, poprzednik ma też nowy soft, który mocno poprawia brzmienie oraz ma funkcję gapless.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dzięki za uzupełnienie.

  2. Rolandsinger pisze:

    Tak się nieszczęśliwie składa, że mam płytę prezentowanej tu dumnie niejakiej Amber Rubarth oraz Rebecci Pidgeon i muszę zdruzgotany zauważyć, że te nagrania to nie jest muzyka. To ekskrementy nie mające z muzyką nic wspólnego. To ordynarne pokazówki, takie demo z latającymi, wielobarwnymi balonami czy lizakami lizanymi przez czarnoskóre dzieci z uzębieniem świecącym bielą niczym lampa ksenonowa, jakie czasem producenci telewizorów umieszczają w pamięci nowych modeli by popisać się jakością obrazu oferowanego przez odbiornik. Zastanawiam się, jak zaburzony trzeba mieć stosunek do samej muzyki jako sztuki by dla samego efekciarstwa słuchać tego rodzaju nagrań stricte samplerowych. Pomijam fakt, że płyty te są zmiksowane wręcz żałośnie. Wokal na płycie Rubarth jest wklejony w tło, a w każdej „próbce” (bo utworem tego nie można nazwać) jakieś membranofony i przeszkadzajki zakłócają go uzmysławiając słuchaczowi swoją irytującą obecność, zdają się przy tym wykrzykiwać: „audiofilu tu jestem, jestem tak realny, że zaraz mną dostaniesz po głowie!!!”

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozumiem potrzebę polemicznego wyżycia, ale coś się Koledze pomyliło. Płyta Amber Rubarth nagrana systemem sztucznej głowy nie ma żadnego doklejonego wokalu, tylko wszystko zostało nagrane za jednym zamachem tą właśnie sztuczną głową. Brzmi to oczywiście inaczej niż normalne nagrania za pomocą miksowania i wklejania sporządzone, ale tak właśnie brzmieć powinno. Nie zauważyłem też tam żadnych lizaków, czarnoskórych dzieci ani ksenonowego oświetlenia. Jest natomiast mnóstwo muzyki i słucham jej z przyjemnością. Amber Rubarth to oczywiście pół amatorka, ale i tak ją wolę od napuszonych Krallówien i innych takich.

  3. Gustaw pisze:

    Potwierdzam testowane plyty amber itd. to chlam…

    1. Piotr Ryka pisze:

      A to może Kolega wpadnie do mnie i sobie razem posłuchamy oraz pochłamujemy. Bardzo chętnie usłyszałbym to zdanie w rzeczywistości materialnej a nie wirtualnej.

  4. Janek pisze:

    Widzę,że na Audiohobby nie ma już komu dowalać,to się towarzystwo tutaj przenosi…
    Piotrze kiedy czas na Bakoona?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bakoon jest w trakcie. Sporo uwagi trzeba mu poświęcić. Tak gdzieś na poniedziałek powinien być usmażony i przyprawiony, prosto na stół.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Tak nawiasem Rolandsinger i Gustaw przeszli przez audiohobby jak burza. Popiół i woda jeno po nich zostały. Mam nadzieję, że dołączy do nich tu u nas i magus. W końcu to sami starzy znajomi, tylko ostatnio coś okropnie nie wiedzieć czemu poirytowani.

  6. Przemek pisze:

    Widzis Piotrze i Roland i Gustaw i pewnie Magus ,wszyscy czekaja na Twoje forum wtedy wszyscy zaczna pisac tu a audiohobby wtedy zamkana i zgasza swiatlo 🙂 chlopaki nie zapomnijcie zabrac ze soba Lancastera co by samotny nie siedzial.

  7. Janek pisze:

    Cześć Przemek.
    HD 800 dotarły?
    Po powrocie mam w planie posłuchać gdzieś AKG K812, bardzo dobrze wspominam Q701-może K812 to ich rozwinięcie.
    Pozdrawiam

  8. Przemek pisze:

    Czolem Janek ,nie jeszcze nie mam HD800 proboje wlasnie nawiazac kontak ze sklepem celem uzyskania jakis informacji.

  9. Michal W. pisze:

    iRiver od zawsze miał rękę do Grado. Zgięło mnie 6 lat temu po raz pierwszy, gdy usłyszałem SR325i wprost z ifp-799. Potem skala zgięcia rosła, gdy usłyszałem iRivera E10 z RS2, potem RS1 (wow!) i w końcu PS1000 (o rzesz…). Aha, i głupie miny słuchających systemu stacjonarnego z iRiverem E10 robiącym za źródło też widziałem. Pomyśleć, że on nawet lossless nie odtwarza.

  10. Gustaw pisze:

    în cazul în care bacon testul?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A po jakiemu to i w imię czego, jeśli wolno się spytać, albo jeśli spytać się szybko?

  11. Grzegorz Bilski pisze:

    Gustaw się pyta, co tam słychać w sprawie testu Boczka (Bakoona).
    A i ja się niniejszym zapytuję 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest napisany i niedługo będzie. Jutro na pewno można będzie przeczytać.

      1. Sebastian pisze:

        Napięcie rośnie 😉

  12. Lord Rayden pisze:

    Robienie „kanapki” z AK120 wydaje się totalnym hardcorem. Ten player powstał po to aby zadowolić fanów dobrego brzmienia, będąc jednocześnie sprzętem nie za dużym, wygodnym i łatwym do ukrycia.

    Róznice między AK100 i 120 nie są a tak duże, kiedy używamy tego sprzętu jako portable. Z konieczności nie nosimy wtedy dużych, domowych słuchawek tylko dokanałowe lub nauszne portable.

    Oba playery opłaca się kupić używane – szczególnie AK100.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Totalny hardcore, ale jak gra!

  13. roman pisze:

    Czy to urządzenie będzie grało tak samo dobrze jak udany stacjonarny DAC za te same pieniądze ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zależy który. Ale z takimi za parę tysięcy może śmiało konkurować.

  14. roman pisze:

    chodzi mi o to czy jest sens kupować to urządzenie aby pracowało głównie w zestawie stacjonarnym,czy lepiej kupić pełnowymiarowego DACa,za te same pieniądze oczywiśćie

    1. Piotr Ryka pisze:

      Za zbliżone pieniądze jest stacjonarny Mytek 192, który na pewno jest lepszym DAC-kiem.

  15. Darth Artorius pisze:

    Piotrze, pclab już stestował HiFimana HM 901. Ciekawa maszyna, choć gapless brakuje. Czy taka dobra firma musi wypuszczać niedoróbki za wielką kasę ? Niemniej poczytaj, może też potestujesz ? Ja obstaję jednak przy AK120. 901 ma za to świetny design.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na AS miałem w ręce tego HM 901, ale go nie słuchałem. Spory i ciekawie zaprojektowany łobuz, choć właściciel utyskiwał na plastikowe pokrętło. Jednocześnie jednak bardzo chwali dźwięk. Kilka miesięcy temu pytałem o to urządzenie polskiego dystrybutora i padła odpowiedź – nieprędko, oj nieprędko; więc już potem nie pytałem.

    2. hufnall pisze:

      @Darth Artorius

      Hifiman HM-901 vs A&K 120?
      Chociażby Hifiman HM-650 jest odtwarzaczem o pełniejszym i bardziej dynamicznym dźwięku od A&K 120.
      Do tego o wiele tańszym. Ma o wiele mocniejszy wzmacniacz, który bez problemu napędzi wymagajace słuchawki. A&K 120 był naprawdę dobrym odtwarzaczem ale w 2013. Hifiman HM-901 to jednak inna liga.

  16. Lord Rayden pisze:

    Podobno nie ma certyfikatu UE…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Postaram się zdobyć tego prywatnego, ale absolutnie tego nie obiecuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy