Recenzja: Astell & Kern AK 120

Brzmienie

Astell&Kern_AK_120_17 HiFiPhilosophy

Pora na małą przepychankę ze starszym bratem

   Opisując protoplastę, czyli model AK100, cały czas byłem pod wrażeniem jego możliwości i klasy dźwięku, ogłaszając sobie i innym nastanie ery przenośnego high-endu. Jeszcze nie takiego przez duże H, ale takiego na zasadzie „ten dźwięk brzmi pięknie i nie ma się czego czepiać”. Tym bardziej ciekaw byłem co się może wydarzyć w przypadku odtwarzacza prawie dwakroć droższego a jednocześnie w zasadzie takiego samego w sensie konstrukcyjnym. Nie wiem czy jest jeszcze produkowany, ale był kiedyś taki model Mercedesa klasy S z dwunastocylindrowym silnikiem, w którym można było włączyć tryb oszczędnościowy na połowę cylindrów. Czymś w tym rodzaju są właśnie AK120 i AK100; jeden ma silnik dwa razy większy. Jak taka podwójna moc działa w samochodzie, łatwo zgadnąć, ale co dać może przy odtwarzaniu muzyki? Trochę to trudniej przewidzieć, ale już odpowiadam, a odpowiadając znów odwołam się do porównań samochodowych, ale tym razem nie do silników tylko do kół. Otóż AK100 w porównaniu do AK120 gra trochę jakby spuszczono mu z opon połowę powietrza. Jedzie gładko i równo, i wciąż jego brzmienie jest piękne, bo przecież się nie zmieniło, ale brakuje mu tej siły i tej możliwości szybkiego pokonywania zakrętów. Mówiąc krótko, w porównaniu okazuje się nieco oklapnięty. Natomiast AK120 gra jak rasowy stacjonarny słuchawkowy wzmacniacz wspierający wysokiej klasy źródło. Z plikami MQS, do których stale nawiązuję, ale które od początku robiły na mnie naprawdę duże wrażenie, to brzmienie jest jak z odtwarzacza CD za około dwadzieścia tysięcy i to nie tylko pod względem szczegółowości, która zawsze była najsilniejszą stroną plikowego grania, ale także dynamiki, elegancji i całościowego muzycznego przenikania w głąb duszy. Zarówno wokaliści jak i instrumenty pojawiają się tu w na tyle bogatej formie, by była to już pełnia muzycznych przeżyć a nie tylko ubożuchna linia melodyczna poparta jakimś chrobotem zwanym szczegółowością. To nie wyłącznie łubu-dubu żeby sobie hopsa-hopsa, tylko prawdziwa muzyka, nawet jeżeli z samego rockowego łomotu sporządzona. Wiem, wiem – wielu jest takich co uważają (i nie omieszkują tym swoim uważaniem na forach z innymi się dzielić), że łubu-dubu jest całkowicie dla hopsa-hopsa wystarczające i w związku z tym każda złotówka wydana ponad to co dla hopsa-hopsa niezbędne jest zmarnowana.

Astell&Kern_AK_120_01 HiFiPhilosophy

A za oręże posłużą nam Senheisery IE800

No więc jeżeli ktoś tak uważa, to AK120 ani AK100 nie są dla niego. Wystarczy kupić jakiś miniaturowy wzmacniacz do łączenia z telefonem komórkowym i napędzać tym Creative Aurvana Live! albo jeszcze lepiej Kossa Porta Pro. – I będzie git. Chłopaki – git będzie! Mucha nie siądzie, noga nie spocznie, a oko nie zaśnie. Ale kiedy kocha się muzykę nie za samo łubu-dubu celem hopsa-hopsa, to mamy ostrą jazdę do jakościowej góry, a na jej szczycie najpierw AK100, a potem już na samym czubku AK120. Ale to i tak nie koniec, bo można jeszcze wyżej podskoczyć, wystrzeliwując tego AK120 w jakościową górę wzmacniaczem przenośnym ALO Audio Continental V3. I wówczas to jest już jak mawiają Anglosasi – łał!, albo jak mawiali dawni Polacy – o matko!

Słuchałem tego zestawienia i względem samego AK120 nie tylko czyni przekaz jeszcze bardziej szybkim i dynamicznym, ale także nadaje mu większej spójności. Staje się wówczas nie tylko sama świetna muzyka, ale taki prawdziwy muzyczny żywioł. Cała scena kipi i stapia się w jedno, nie grając tu i tam po trosze, tylko mając jedną zwartą całość, jedną wszystko ogarniającą muzykę. Ale i bez tego wsparcia Continentalem gra to fantastycznie, a poza tym nie jednego tylko Continentala można do AK120 podpinać. Podpiąłem mu także stacjonarny wzmacniacz słuchawkowy Bakoon HPA-21, który wprawdzie nie jest przenośny w sensie kieszonkowym, gdyż waży pięć kilogramów, ale że jest bateryjny, można go ze sobą wszędzie zabierać i tam gdzie nie ma prądu grał będzie przez bite osiem godzin oddając na słuchawkowym wyjściu moc jednego wata. Podpiąłem też do AK120 aktywne głośniki monitorowe do stawiania na biurku koło komputera – Ancient Audio Master Oslo. W obu tych przypadkach nasz AK120 spisał się jako źródło dźwięku rewelacyjnie, a z plikami MQS był to już high-end przez duże H i za jeszcze większe pieniądze. Wraz z AK120 dostajemy zatem nie tylko wysokiej klasy przenośny odtwarzacz plików, ale także naprawdę wysokiej klasy stacjonarny odtwarzacz strumieniowy i DAC, który nie musi się wstydzić nawet kiedy konfrontowany jest z urządzeniami stacjonarnymi dwa i więcej razy droższymi. Muzyka płynąca z Bakoona i Oslo napędzanych przenośnym iRiverem była już zjawiskowo dobra, a nie tylko dobra bądź bardzo dobra. Tym lepsza oczywiście, im lepsze się do Bakoona podpinało słuchawki, a z Oslo doskonała nieustająco. Miałem też rzadką okazję, okazję wręcz wyjątkową, usłyszeć jak gra AK120 z ALO Audio i Bakoonem kiedy podpina się do nich legendarne słuchawki Sony MDR-R10. Już z Sennheiserami HD 800 niesamowicie zestawy te brzmiały, a z R10 była to muzyka jakiej można by słuchać do końca życia niczego ponad to nie pragnąc. Próżno niestety takich słuchawek pośród dzisiejszych szukać i jest to doprawdy zasmucające.

Astell&Kern_AK_120_03 HiFiPhilosophy

Wraz z plikami MQS daje to iście wybuchową miksturę

Z niebiańskich wyżyn zstąpmy na Ziemię, lecz wciąż pozostając na ośnieżonych szczytach, bo pośród przenośnych odtwarzaczy plikowych jest nasz AK120 niczym jeden ze szczytów Korony Himalajów, gdzie wieczne śniegi leżą i gdzie przybywają wędrowcy by nawet za cenę życia na nich stanąć. Takiej ceny za słuchanie odtwarzacza iRiver Astell & Kern AK 120 płacić na szczęście się nie musi i na pewno nie byłoby warto, ale i tak trzeba zapłacić niemało, a czy warto wydać nań żądane ponad cztery tysiące złotówek, jest kwestią tyleż muzyczną co ekonomiczną. Sam mogę na to tak odpowiedzieć, że kiedy się jest zamożnym, na pewno urządzenie to mieć warto, o ile oczywiście zamierzamy z odtwarzacza przenośnego korzystać, ale kiedy przekracza ono nasz budżet w sensie możliwości jego nadszarpnięcia, lepiej poprzestać na dobrym odtwarzaczu z niższej półki, bo postęp wydaje się w tej dziedzinie szybki i z roku na rok za te same pieniądze można otrzymać wyższą jakości, a już najtańsze odtwarzacze HiFiMAN-a z plikami MQS potrafią grać rewelacyjnie. Gdy jednak budżetowe ograniczenia nas nie dotyczą, warto sobie zafundować frajdę użytkowania przez lat parę takiego cacka jak AK120, zanim nowe, jeszcze lepsze, nie strąci go z tronu. W sumie jest to tak nawiasem do pewnego stopnia ten sam wyścig co z kartami graficznymi do komputerów, z tą wszakże istotną różnicą, że możliwości grafiki komputerowej są jeszcze dalekie od wyczerpania, podczas gdy reprodukcja muzyki w wydaniu AK120 nie jest od perfekcji specjalnie odległa i tu już zasadniczego postępu na pewno nie będzie, bo nie ma nań miejsca.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

29 komentarzy w “Recenzja: Astell & Kern AK 120

  1. Kuba pisze:

    AK100 też odczytuje 2x64GB, trzeba je tylko odpowiednio sformatować, poprzednik ma też nowy soft, który mocno poprawia brzmienie oraz ma funkcję gapless.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dzięki za uzupełnienie.

  2. Rolandsinger pisze:

    Tak się nieszczęśliwie składa, że mam płytę prezentowanej tu dumnie niejakiej Amber Rubarth oraz Rebecci Pidgeon i muszę zdruzgotany zauważyć, że te nagrania to nie jest muzyka. To ekskrementy nie mające z muzyką nic wspólnego. To ordynarne pokazówki, takie demo z latającymi, wielobarwnymi balonami czy lizakami lizanymi przez czarnoskóre dzieci z uzębieniem świecącym bielą niczym lampa ksenonowa, jakie czasem producenci telewizorów umieszczają w pamięci nowych modeli by popisać się jakością obrazu oferowanego przez odbiornik. Zastanawiam się, jak zaburzony trzeba mieć stosunek do samej muzyki jako sztuki by dla samego efekciarstwa słuchać tego rodzaju nagrań stricte samplerowych. Pomijam fakt, że płyty te są zmiksowane wręcz żałośnie. Wokal na płycie Rubarth jest wklejony w tło, a w każdej „próbce” (bo utworem tego nie można nazwać) jakieś membranofony i przeszkadzajki zakłócają go uzmysławiając słuchaczowi swoją irytującą obecność, zdają się przy tym wykrzykiwać: „audiofilu tu jestem, jestem tak realny, że zaraz mną dostaniesz po głowie!!!”

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozumiem potrzebę polemicznego wyżycia, ale coś się Koledze pomyliło. Płyta Amber Rubarth nagrana systemem sztucznej głowy nie ma żadnego doklejonego wokalu, tylko wszystko zostało nagrane za jednym zamachem tą właśnie sztuczną głową. Brzmi to oczywiście inaczej niż normalne nagrania za pomocą miksowania i wklejania sporządzone, ale tak właśnie brzmieć powinno. Nie zauważyłem też tam żadnych lizaków, czarnoskórych dzieci ani ksenonowego oświetlenia. Jest natomiast mnóstwo muzyki i słucham jej z przyjemnością. Amber Rubarth to oczywiście pół amatorka, ale i tak ją wolę od napuszonych Krallówien i innych takich.

  3. Gustaw pisze:

    Potwierdzam testowane plyty amber itd. to chlam…

    1. Piotr Ryka pisze:

      A to może Kolega wpadnie do mnie i sobie razem posłuchamy oraz pochłamujemy. Bardzo chętnie usłyszałbym to zdanie w rzeczywistości materialnej a nie wirtualnej.

  4. Janek pisze:

    Widzę,że na Audiohobby nie ma już komu dowalać,to się towarzystwo tutaj przenosi…
    Piotrze kiedy czas na Bakoona?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bakoon jest w trakcie. Sporo uwagi trzeba mu poświęcić. Tak gdzieś na poniedziałek powinien być usmażony i przyprawiony, prosto na stół.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Tak nawiasem Rolandsinger i Gustaw przeszli przez audiohobby jak burza. Popiół i woda jeno po nich zostały. Mam nadzieję, że dołączy do nich tu u nas i magus. W końcu to sami starzy znajomi, tylko ostatnio coś okropnie nie wiedzieć czemu poirytowani.

  6. Przemek pisze:

    Widzis Piotrze i Roland i Gustaw i pewnie Magus ,wszyscy czekaja na Twoje forum wtedy wszyscy zaczna pisac tu a audiohobby wtedy zamkana i zgasza swiatlo 🙂 chlopaki nie zapomnijcie zabrac ze soba Lancastera co by samotny nie siedzial.

  7. Janek pisze:

    Cześć Przemek.
    HD 800 dotarły?
    Po powrocie mam w planie posłuchać gdzieś AKG K812, bardzo dobrze wspominam Q701-może K812 to ich rozwinięcie.
    Pozdrawiam

  8. Przemek pisze:

    Czolem Janek ,nie jeszcze nie mam HD800 proboje wlasnie nawiazac kontak ze sklepem celem uzyskania jakis informacji.

  9. Michal W. pisze:

    iRiver od zawsze miał rękę do Grado. Zgięło mnie 6 lat temu po raz pierwszy, gdy usłyszałem SR325i wprost z ifp-799. Potem skala zgięcia rosła, gdy usłyszałem iRivera E10 z RS2, potem RS1 (wow!) i w końcu PS1000 (o rzesz…). Aha, i głupie miny słuchających systemu stacjonarnego z iRiverem E10 robiącym za źródło też widziałem. Pomyśleć, że on nawet lossless nie odtwarza.

  10. Gustaw pisze:

    în cazul în care bacon testul?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A po jakiemu to i w imię czego, jeśli wolno się spytać, albo jeśli spytać się szybko?

  11. Grzegorz Bilski pisze:

    Gustaw się pyta, co tam słychać w sprawie testu Boczka (Bakoona).
    A i ja się niniejszym zapytuję 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest napisany i niedługo będzie. Jutro na pewno można będzie przeczytać.

      1. Sebastian pisze:

        Napięcie rośnie 😉

  12. Lord Rayden pisze:

    Robienie „kanapki” z AK120 wydaje się totalnym hardcorem. Ten player powstał po to aby zadowolić fanów dobrego brzmienia, będąc jednocześnie sprzętem nie za dużym, wygodnym i łatwym do ukrycia.

    Róznice między AK100 i 120 nie są a tak duże, kiedy używamy tego sprzętu jako portable. Z konieczności nie nosimy wtedy dużych, domowych słuchawek tylko dokanałowe lub nauszne portable.

    Oba playery opłaca się kupić używane – szczególnie AK100.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Totalny hardcore, ale jak gra!

  13. roman pisze:

    Czy to urządzenie będzie grało tak samo dobrze jak udany stacjonarny DAC za te same pieniądze ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zależy który. Ale z takimi za parę tysięcy może śmiało konkurować.

  14. roman pisze:

    chodzi mi o to czy jest sens kupować to urządzenie aby pracowało głównie w zestawie stacjonarnym,czy lepiej kupić pełnowymiarowego DACa,za te same pieniądze oczywiśćie

    1. Piotr Ryka pisze:

      Za zbliżone pieniądze jest stacjonarny Mytek 192, który na pewno jest lepszym DAC-kiem.

  15. Darth Artorius pisze:

    Piotrze, pclab już stestował HiFimana HM 901. Ciekawa maszyna, choć gapless brakuje. Czy taka dobra firma musi wypuszczać niedoróbki za wielką kasę ? Niemniej poczytaj, może też potestujesz ? Ja obstaję jednak przy AK120. 901 ma za to świetny design.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na AS miałem w ręce tego HM 901, ale go nie słuchałem. Spory i ciekawie zaprojektowany łobuz, choć właściciel utyskiwał na plastikowe pokrętło. Jednocześnie jednak bardzo chwali dźwięk. Kilka miesięcy temu pytałem o to urządzenie polskiego dystrybutora i padła odpowiedź – nieprędko, oj nieprędko; więc już potem nie pytałem.

    2. hufnall pisze:

      @Darth Artorius

      Hifiman HM-901 vs A&K 120?
      Chociażby Hifiman HM-650 jest odtwarzaczem o pełniejszym i bardziej dynamicznym dźwięku od A&K 120.
      Do tego o wiele tańszym. Ma o wiele mocniejszy wzmacniacz, który bez problemu napędzi wymagajace słuchawki. A&K 120 był naprawdę dobrym odtwarzaczem ale w 2013. Hifiman HM-901 to jednak inna liga.

  16. Lord Rayden pisze:

    Podobno nie ma certyfikatu UE…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Postaram się zdobyć tego prywatnego, ale absolutnie tego nie obiecuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy